poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Artykuł: Podaj dalej! - czyli o pożyczaniu płyt słów kilka

"Sztuka idzie w parze z promocją/nie da się od niej odciąć, zakorzeniła się zbyt mocno/ja jestem gotowy, ruszam na te wody więc proszę/słuchaczu, bądź moim pantoflowym listonoszem". Ten czterowers z dopiero co [tekst pisany był 26 lipca] ściągniętej (z linku udostępnionego przez autora), nowej płyty „Rozmowa kwalifikacyjna” rapera Revo z Siemianowic Śląskich, spowodował swoisty flashback w mojej głowie. A po nim refleksję odnośnie czasów obecnych. Dosłownie momentalnie przeniosłem się 14 lat wstecz, do czasów, gdy chodziłem do 4. czy 5. klasy podstawówki. Właśnie wtedy miałem pierwszy świadomy kontakt z rapem. Kolega z klasy pożyczył mi oryginalną kasetę „Skandal” Molesty Ewenement, którą zaniosłem do domu. Szybko od brata pożyczyłem walkmana, założyłem słuchawki i wcisnąłem „play”. Nie spodobała mi się ta kaseta, szczyl Piotrek doszedł do wniosku, że dla niego to zbyt wulgarne. No co? Skąd miałem wiedzieć, że to będzie taki klasyk? W każdym razie nie chodzi o to, czy mi się spodobało czy nie.

Chodzi o to, że wtedy na porządku dziennym było to, co zrobił mój kolega (pozdro Gaweł!) - pożyczanie sobie kaset z muzyką (choć czasem, bardzo rzadko, zdarzały się i płyty CD). Pożyczał sobie każdy i wszędzie. Koledzy i koleżanki w szkole i na podwórku. Wujkowie i ciocie na rodzinnych spotkaniach. Sąsiedzi na klatce. Naprawdę ciężko było trafić dzień, kiedy nie było się świadkiem takiego pożyczania. Lub czasowej wymiany.
Pożyczane kasety były wszelkiego rodzaju, począwszy od oryginalnych z hologramem, przez kupione na targu piraty, a na przegrywanych przepiratach kończąc. Muzyka na (często klejonych lakierem do paznokci) taśmach również była różna. Rap, pop czy mega popularne wówczas dance („Nie czaruj, ty nie słuchałeś 2Unlimited?”) i disco-polo. I to było w opór fajne! Z dwóch podstawowych powodów.

Po pierwsze, dawało to możliwość poznania zupełnie nowej muzyki (co oczywiście bardziej doceniali starsi słuchacze), której w innym przypadku prawdopodobnie by się nie poznało. Ja np. dzięki temu poznałem skrzypaczkę Vanessę Mae i prawdopodobnie właśnie od jej, pożyczonej przez Mamę, kasety zaczęło się moje uwielbienie muzyki, wydobywającej się ze skrzypiec. Ile osób poznało w ten sposób wtedy twórczość jakiegoś konkretnego muzyka czy zespołu? Ilu zaczęło wówczas swoją przygodę z rapem, bądź innym gatunkiem muzycznym?
Drugi powód, dla którego pożyczanie kaset było tak świetną sprawą, to...zwyczajne zacieśnianie więzi międzyludzkich. Aby kasetę pożyczyć (a później oddać) trzeba było najpierw się o niej dowiedzieć w rozmowie, a że nie było wtedy wszechobecnego Internetu czy komórek, to należało tę rozmowę odbyć na żywo. Kolejne spotkania, i wymiany zdań, odbywały się w celu odebrania i oddania kasety jej właścicielowi. Przy tym ostatnim dochodziło do nieodzownej wymiany poglądów na temat danego materiału. Przede wszystkim jednak, w pożyczaniu kaset, chodziło o to dzielenie się „swoją” muzyką ze znajomymi. Ileż to kaset kolegów i koleżanek przewinęło się (dosłownie) przez mojego boomboxa!

Od tamtego czasu minęło prawie 15 lat. Świat poszedł do przodu. Kasety zostały zastąpione przez płyty CD (a później pliki mp3), mamy Internet, smartfony, komputery przenośne, a walkmany zmieniły się w lansiarskie iPody, które są w stanie pomieścić pokaźną płytotekę. Wydawać by się mogło, że pod każdym względem jest lepiej. Jednak to, co miało ułatwić...utrudniło to, co tak sprawnie działało przy kasetach.
Teraz każdy ma dostęp do praktycznie nieskończonych muzycznych zasobów. Każdy kupuje lub ściąga (legalnie lub nielegalnie) płyty, którymi później się jara. I tu właśnie pojawia się problem. Kiedyś, mając to na kasecie, mówilibyśmy do kumpli na miejscówce „Słuchajcie, mam taką kasetę, że wam szczęki opadną!” po czym pożyczalibyśmy kasetę każdemu po kolei. A dzisiaj? Dzisiaj wrzucamy pojedyncze numery na facebooka, których tak naprawdę prawie nikt nie odsłucha. A nawet jeśli odsłucha, to i tak nie sprawdzi całej płyty, z której dany numer pochodzi.
Ktoś powie, że przecież można taką płytę wysłać komuś przez neta. Wtedy jednak tracimy możliwość, tak spychanego niestety obecnie na margines, bezpośredniego kontaktu z żywym człowiekiem. Faktem jednak jest, że album przez światłowody wysłać można. Jednak ile osób tak robi? Najczęściej po prostu mówimy komuś „Musisz sprawdzić tę płytę, jest kozacka/wgniata w fotel” itd., wiedząc doskonale, że nasz rozmówca na 90% i tak tego nie przesłucha. Ale pożyczenie komuś PRAWDZIWEJ i oryginalnej płyty CD? Hell no!

Smutna to refleksja, ale pod tym względem chciałoby się wrócić do końcówki lat '90 i początku '00. Na stojaku mam ponad 130 płyt. Może z 10 z nich kiedykolwiek komuś pożyczyłem. Ilu jest takich jak ja? Na pewno wielu. I mogę się założyć, że zdecydowana większość z nich chciałaby wrócić do dawnego pożyczania sobie kaset (obecnie już płyt) i późniejszego rozmawiania o nich. Na żywo. Więc jaką płytę podasz dalej?

2 komentarze:

FCBayern pisze...

To były czasy,jak koleżka sprzedawał na Śląskiej kasaty na łóżku polowym. Do tego magnetofon, kolumny i grała muzyka. Głównie było to disco polo i dance, ale to właśnie tam pierwszy raz usłyszałem Liroya hehe ;)
Drugi taki sam kolunio stał przy dworcu.

Anonimowy pisze...

Dobre czasy 8 klas podstawowki, pamietam Liroy - L pozyczona przegrana kaseta z przegranej kasety ktora orginalu na oczy nie widziala, kaliber ksiega i w 63 minuty od ziomka ten z kolei mial ja od swojego brata ciotecznego, eminem marshall mathers - kumpel kupil orginalna kasete, wymienilem sie z nim na kalibra 3:44, nawet okladki kaset odbilismy na ksero, w miedzyczasie dr dre 2001 - pozyczylem od kolezki piraconego CDeka z okladka. To byly czasy, dzisiejsza mlodziez nie zrozumie jak ciezko wtedy bylo wogole skombinowac dobre albumy, w podstawowce smiali sie jak nosiles szerokie spodnie a rapu sluchala waska grupa ludzi. Probowalem przekonac kuzynow ze wsi sluchajacych disco polo do rapu, oni slyszeli jednak tylko bluzgi :)