środa, 22 sierpnia 2012

Recenzja: Wola "Autor miejskich kronik"

"Autor miejskich kronik" to trzeci (po "2005 EP" i "Nastąpi ciąg dalszy") solowy materiał w dorobku Woli - reprezentanta Bandy Unikat. Od 2007 roku, kiedy to wypuszczone zostało "NCD", minęło 5 lat. Właśnie teraz, Wola zdecydował się na kolejny strzał. Czy po tych latach solowego milczenia Wola nagrał lepszy album od swojej poprzedniej płyty? Sprawdźcie tę recenzję.


Pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy po wzięciu w ręce albumu "Autor miejskich kronik" to świetna grafika, w którą opakowana jest płyta. Sam tytuł płyty nasuwa momentalnie skojarzenia z jakimiś starymi, zagubionymi gdzieś księgami. Mnie osobiście skojarzyło się, właśnie ze względu na połączenie tytułu z szatą graficzną (za którą odpowiada studio Markowa Grafika), z Kroniką Galla Anonima (o którym wers również znalazł się na płycie). Aż chciałoby się, żeby napisy i te ramki były tłoczone, a sama okładka była wykonana z jakiegoś materiału w dotyku przypominającym skórę! Tradycyjnie już, jeśli chodzi o płyty wydane przez MCs z Bandy Unikat, jest to klasyczny digipack, bez żadnej książeczki. Mam nadzieję, że kolejne wydawnictwa przygotowywane przez chłopaków, będą bogatsze.

No, ale przejdźmy do meritum, a więc zawartości "Autora miejskich kronik". Tym, co szybko da się wyłapać jest poprawione, w stosunku do "NCD", flow Woli. Nie powiedziałbym, żeby był to kolosalny progres (na to już chyba za późno), ale jest on słyszalny. Dzięki temu płyty słucha się lepiej i nawet ta charakterystyczna maniera Woli w nawijce nie razi za bardzo w uszy. Technicznie również nie jest to Szad z Trzeciego Wymiaru. Dostajemy prostą nawijkę, bez ekwilibrystyki na siłę. I bardzo dobrze, bo gdyby Wola silił się na przyspieszenia, zmiany tempa, czy wielorymowe wersy, brzmiałoby to bardzo sztucznie. A tak, dzięki prostemu stylowi, o wiele łatwiej przyjąć teksty.

A tekstowo "AMK" jest o wiele lepszy od poprzedniczki. Po spędzeniu z najnowszą płytą Woli ostatnich kilku dni, oraz po odświeżeniu "NCD", dochodzę do wniosku, że raper dojrzał. Słychać to w tekstach, w których naprawdę ma on coś do powiedzenia i, w porównaniu do "NCD", wie jak to zrobić. Nie ma tu żadnego bangera, który wyciągnie w klubie ludzi na parkiet. Jest za to wiele numerów takich, jak "Życiówka" czy "Krok dalej", w których mniej lub bardziej Wola się uzewnętrznia. Raper nie unika też problemów społecznych, dotyczących nie tylko Radomia czy Polski, ale całego globu – bardzo dobre "Pomocy" z gościnnymi zwrotkami Kotziego i Tytuza.
Oczywiście zdarzają się Woli (lub gościom) linijki słabe ("Gdy panuje susza modlisz się o deszcz/albo to zrobisz na bezczela albo jesteś leszcz" czy "I nic nie muszę, muszę to się wysrać z rana", za który odpowiada Norm), które rażą w uszy, jednak na szczęście ich ilość nie przekracza bezpiecznej granicy.


Trochę żałuję, że osoby takie, jak Wola, które na radomskiej scenie są już dekadę lub więcej, nie dają szansy na pokazanie się młodej części sceny. Co prawda na "AMK" pojawia się gościnnie Norm, ale to za mało. Przede wszystkim szkoda, że szansy nie dostają młodzi producenci. Praktycznie całą płytę wyprodukował Tytuz. Ostatnio przeczytałem opinię, że ten producent stanął ze swoimi produkcjami w miejscu i się nie rozwija. Cóż, nawet jeśli faktycznie tak jest, to poziom, na którym Wojtek się zatrzymał jest wysoki. Wyprodukował on 12 z 16 numerów na płycie (jeden bit jest Woli, jeden Tymka, a Skity Crasha, to beatbox w najczystszej postaci), a przecież nie stałoby się nic, gdyby zrobił ich 8, resztę powierzając np. PTK. Mogłoby to jedynie pomóc w zyskaniu trochę świeżości, a wsparcie młodych przez weteranów może jedynie pomóc scenie. Przecież kiedyś to oni przejmą miejsca zajmowane obecnie m.in. przez Wolę.
Z drugiej strony, powierzenie praktycznie całości produkcji Tytuzowi sprawia oczywiście, że muzycznie płyta brzmi spójnie, a jedynym bitem, który nie pasuje do reszty jest ten do okraszonego klipem numeru "R.A.D.O.M.". Ten bit brzmi jakby pochodził z prac Tytuza nad "Le Fruit Defendu", szkoda bo trochę burzy on konsekwentną, muzyczną warstwę albumu. Na uwagę zasługuje prawdziwy headbanger do "Jedno życie", świetny bit z wkomponowanym dźwiękiem gitary do "Godziny szczerości", czy podkład z wokalnym samplem do "Długo czekałem".

Na koniec kilka krótkich słów o gościach, którzy na "Autorze miejskich kronik" pojawiają się w liczbie dziesięciu (Dobo, Boro, TPS, Norm, Tytuz, Kotzi, Raptor, Kubi, Seraf, Iga). Niby dużo, ale fakt, że słyszymy ich jedynie w 5 numerach świadczy o tym, że Wola ma wiarę we własne umiejętności i większą część płyty zostawił tylko dla siebie. Szczerze mówiąc, goście w większości dostosowali się poziomem do gospodarza, nie wybijając się ponad niego, ale też nie dając zwrotek wyraźnie słabszych. Warto podkreślić tu bardzo dobrą zwrotkę Tytuza we wspomnianym wcześniej numerze "Pomocy", a także szesnastkę zaserwowaną przez Kubiego w "Życiówce", którą zarówno Wola jak i inny gość w tym numerze, Seraf, zostali pożarci.

Na płycie Wola nawija, że czas ruszać w Polskę – niestety nie wróżę "Autorowi miejskich kronik" sukcesu poza rodzinnym miastem autora. Nie chodzi o to, że płyta jest słaba, bo taka nie jest. Chodzi o to, że obecnie każdego miesiąca wychodzi w podziemiu tyle nowych płyt, że aby zostać dostrzeżonym, należy spełnić dwa podstawowe warunki: 1.) Mieć na płycie dobrze znanych gości, 2.) Mieć promocję, która dotrze daleko (również dzięki kojarzonym w podziemiu gościom). Przy okazji "Autora miejskich kronik" nie został spełniony żaden z powyższych warunków. A szkoda. Bo ten materiał naprawdę warto zakupić.

5-/6

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Rozumiem, że nie chciałeś cisnąć chłopakom, ale skoro już piszesz rzetelną recenzję, to powinieneś wspomnieć o strasznie słabych zwrotkach Norma i Raptora. Dawno nie słyszałem takich gniotów! Reszta płyty kozak, chociaż spodziewałem się większego progresu.

Anonimowy pisze...

tzn twoim zdaniem Wola nie ma szans na progres z powodu wieku?

Piotr "Jędrzej" Jędrzejewski pisze...

tzn, że skoro przez 5 lat jest niewielki to wątpię aby nagle robił większy :)