"Autor
miejskich kronik" to trzeci (po "2005 EP" i "Nastąpi
ciąg dalszy") solowy materiał w dorobku Woli - reprezentanta
Bandy Unikat. Od 2007 roku, kiedy to wypuszczone zostało "NCD",
minęło 5 lat. Właśnie teraz, Wola zdecydował się na kolejny
strzał. Czy po tych latach solowego milczenia Wola nagrał lepszy
album od swojej poprzedniej płyty? Sprawdźcie tę recenzję.
Pierwszą
rzeczą, która rzuciła mi się w oczy po wzięciu w ręce albumu
"Autor miejskich kronik" to świetna grafika, w którą
opakowana jest płyta. Sam tytuł płyty nasuwa momentalnie
skojarzenia z jakimiś starymi, zagubionymi gdzieś księgami. Mnie
osobiście skojarzyło się, właśnie ze względu na połączenie
tytułu z szatą graficzną (za którą odpowiada studio Markowa
Grafika), z Kroniką Galla Anonima (o którym wers również znalazł
się na płycie). Aż chciałoby się, żeby napisy i te ramki były
tłoczone, a sama okładka była wykonana z jakiegoś materiału w
dotyku przypominającym skórę! Tradycyjnie już, jeśli chodzi o
płyty wydane przez MCs z Bandy Unikat, jest to klasyczny digipack, bez żadnej
książeczki. Mam nadzieję, że kolejne wydawnictwa przygotowywane
przez chłopaków, będą bogatsze.
No, ale
przejdźmy do meritum, a więc zawartości "Autora miejskich
kronik". Tym, co szybko da się wyłapać jest poprawione, w
stosunku do "NCD", flow Woli. Nie powiedziałbym, żeby był
to kolosalny progres (na to już chyba za późno), ale jest on
słyszalny. Dzięki temu płyty słucha się lepiej i nawet ta
charakterystyczna maniera Woli w nawijce nie razi za bardzo w uszy.
Technicznie również nie jest to Szad z Trzeciego Wymiaru. Dostajemy
prostą nawijkę, bez ekwilibrystyki na siłę. I bardzo dobrze, bo
gdyby Wola silił się na przyspieszenia, zmiany tempa, czy
wielorymowe wersy, brzmiałoby to bardzo sztucznie. A tak, dzięki
prostemu stylowi, o wiele łatwiej przyjąć teksty.
A tekstowo
"AMK" jest o wiele lepszy od poprzedniczki. Po spędzeniu z
najnowszą płytą Woli ostatnich kilku dni, oraz po odświeżeniu
"NCD", dochodzę do wniosku, że raper dojrzał. Słychać
to w tekstach, w których naprawdę ma on coś do powiedzenia i, w
porównaniu do "NCD", wie jak to zrobić. Nie ma tu żadnego
bangera, który wyciągnie w klubie ludzi na parkiet. Jest za to
wiele numerów takich, jak "Życiówka" czy "Krok
dalej", w których mniej lub bardziej Wola się uzewnętrznia.
Raper nie unika też problemów społecznych, dotyczących nie tylko
Radomia czy Polski, ale całego globu – bardzo dobre "Pomocy"
z gościnnymi zwrotkami Kotziego i Tytuza.
Oczywiście
zdarzają się Woli (lub gościom) linijki słabe ("Gdy panuje
susza modlisz się o deszcz/albo to zrobisz na bezczela albo jesteś
leszcz" czy "I nic nie muszę, muszę to się wysrać z
rana", za który odpowiada Norm), które rażą w uszy, jednak na szczęście ich ilość
nie przekracza bezpiecznej granicy.
Trochę
żałuję, że osoby takie, jak Wola, które na radomskiej scenie są
już dekadę lub więcej, nie dają szansy na pokazanie się młodej
części sceny. Co prawda na "AMK" pojawia się gościnnie
Norm, ale to za mało. Przede wszystkim szkoda, że szansy nie
dostają młodzi producenci. Praktycznie całą płytę wyprodukował
Tytuz. Ostatnio przeczytałem opinię, że ten producent stanął ze
swoimi produkcjami w miejscu i się nie rozwija. Cóż, nawet jeśli
faktycznie tak jest, to poziom, na którym Wojtek się zatrzymał
jest wysoki. Wyprodukował on 12 z 16 numerów na płycie (jeden bit
jest Woli, jeden Tymka, a Skity Crasha, to beatbox w najczystszej
postaci), a przecież nie stałoby się nic, gdyby zrobił ich 8,
resztę powierzając np. PTK. Mogłoby to jedynie pomóc w zyskaniu
trochę świeżości, a wsparcie młodych przez weteranów może
jedynie pomóc scenie. Przecież kiedyś to oni przejmą miejsca
zajmowane obecnie m.in. przez Wolę.
Z drugiej
strony, powierzenie praktycznie całości produkcji Tytuzowi sprawia
oczywiście, że muzycznie płyta brzmi spójnie, a jedynym bitem,
który nie pasuje do reszty jest ten do okraszonego klipem numeru
"R.A.D.O.M.". Ten bit brzmi jakby pochodził z prac Tytuza
nad "Le Fruit Defendu", szkoda bo trochę burzy on
konsekwentną, muzyczną warstwę albumu. Na uwagę zasługuje
prawdziwy headbanger do "Jedno życie", świetny bit z
wkomponowanym dźwiękiem gitary do "Godziny szczerości",
czy podkład z wokalnym samplem do "Długo czekałem".
Na koniec
kilka krótkich słów o gościach, którzy na "Autorze
miejskich kronik" pojawiają się w liczbie dziesięciu (Dobo,
Boro, TPS, Norm, Tytuz, Kotzi, Raptor, Kubi, Seraf, Iga). Niby dużo,
ale fakt, że słyszymy ich jedynie w 5 numerach świadczy o tym, że
Wola ma wiarę we własne umiejętności i większą część płyty
zostawił tylko dla siebie. Szczerze mówiąc, goście w większości
dostosowali się poziomem do gospodarza, nie wybijając się ponad
niego, ale też nie dając zwrotek wyraźnie słabszych. Warto
podkreślić tu bardzo dobrą zwrotkę Tytuza we wspomnianym
wcześniej numerze "Pomocy", a także szesnastkę
zaserwowaną przez Kubiego w "Życiówce", którą zarówno
Wola jak i inny gość w tym numerze, Seraf, zostali pożarci.
Na płycie
Wola nawija, że czas ruszać w Polskę – niestety nie wróżę
"Autorowi miejskich kronik" sukcesu poza rodzinnym miastem
autora. Nie chodzi o to, że płyta jest słaba, bo taka nie jest.
Chodzi o to, że obecnie każdego miesiąca wychodzi w podziemiu tyle
nowych płyt, że aby zostać dostrzeżonym, należy spełnić dwa
podstawowe warunki: 1.) Mieć na płycie dobrze znanych gości, 2.)
Mieć promocję, która dotrze daleko (również dzięki kojarzonym w
podziemiu gościom). Przy okazji "Autora miejskich kronik"
nie został spełniony żaden z powyższych warunków. A szkoda. Bo
ten materiał naprawdę warto zakupić.
5-/6
3 komentarze:
Rozumiem, że nie chciałeś cisnąć chłopakom, ale skoro już piszesz rzetelną recenzję, to powinieneś wspomnieć o strasznie słabych zwrotkach Norma i Raptora. Dawno nie słyszałem takich gniotów! Reszta płyty kozak, chociaż spodziewałem się większego progresu.
tzn twoim zdaniem Wola nie ma szans na progres z powodu wieku?
tzn, że skoro przez 5 lat jest niewielki to wątpię aby nagle robił większy :)
Prześlij komentarz