Co prawda rok 2012 skończył się już ponad miesiąc temu, ale jak to się mówi "lepiej późno niż wcale". Spóźnienie związane z podsumowaniem TOP 5 Radom 2012 spowodowane jest tym, że nie mam na hip-hop tyle czasu ile bym chciał #Sua Sponte. W zeszłym roku pojawiło się w Radomiu kilka płyt, na które warto zwrócić uwagę nie tylko radomskich słuchaczy. Poniższe 6 (tak, 6, a nie 5) albumów powinno dojść dalej niż 26-600. Ze względu na poziom, podejście czy styl. Myślę, że jeśli zależy nam na rozpowszechnianiu radomskiego rapu, to te 6 płyt idealnie się do tego nadaje. W końcu to najlepsze, co wyszło od nas w ciągu minionych 12. miesięcy.
5. 021&Maka "Trajektoria rapu"
Rap 021 i Maki to coś, co w Radomiu oferuje tylko ten duet. Połączenie humoru i poważnych tekstów to ich znak rozpoznawczy. I choć na "Trajektorii rapu" tego pierwszego jest znacznie mniej niż na poprzednich produkcjach, to i tak jest to zauważalne. Poczucie humoru to składnik, jakiego chyba nigdy nie zabraknie w nagrywkach tych dwóch pozytywnych typów. Idealnym przykładem rapu Karola i Oskara jest kawałek "Abrakadabra", w którym obok linijek takich, jak: "Życie mamy luźne jak hamak/czarujemy non stop, bo w baku pełna mana" dostajemy np. takie "Szkoda, że nie może zniknąć tylko polski sejm/kiedyś tego się nauczę dobrze o tym wiem/wyczaruję nam tu wtedy lepszą rzeczywistość...". Styl i poziom tej dwójki zostały docenione przez Joteste (Pierwszy Milion), który nawinął bardzo dobrą gościnną zwrotkę w numerze "Stop". Album ma kilka minusów, Maka np. momentami zbyt akcentuje ostatnie sylaby w wersach, album jest za długi o 3-4 numery, przez co pod koniec wszystko zlewa się w jedno i ma się ochotę odpocząć. Nie zmienia to jednak faktu, że "Trajektorię rapu" warto co najmniej sprawdzić.
Rap 021 i Maki to coś, co w Radomiu oferuje tylko ten duet. Połączenie humoru i poważnych tekstów to ich znak rozpoznawczy. I choć na "Trajektorii rapu" tego pierwszego jest znacznie mniej niż na poprzednich produkcjach, to i tak jest to zauważalne. Poczucie humoru to składnik, jakiego chyba nigdy nie zabraknie w nagrywkach tych dwóch pozytywnych typów. Idealnym przykładem rapu Karola i Oskara jest kawałek "Abrakadabra", w którym obok linijek takich, jak: "Życie mamy luźne jak hamak/czarujemy non stop, bo w baku pełna mana" dostajemy np. takie "Szkoda, że nie może zniknąć tylko polski sejm/kiedyś tego się nauczę dobrze o tym wiem/wyczaruję nam tu wtedy lepszą rzeczywistość...". Styl i poziom tej dwójki zostały docenione przez Joteste (Pierwszy Milion), który nawinął bardzo dobrą gościnną zwrotkę w numerze "Stop". Album ma kilka minusów, Maka np. momentami zbyt akcentuje ostatnie sylaby w wersach, album jest za długi o 3-4 numery, przez co pod koniec wszystko zlewa się w jedno i ma się ochotę odpocząć. Nie zmienia to jednak faktu, że "Trajektorię rapu" warto co najmniej sprawdzić.
4. Żołnierz "Pod bity"
Po kilku latach nieobecności Żołnierz wrócił z solowym albumem. "Pod bity" to dobra płyta. Raper przypomniał nią o sobie tym, którzy zdążyli o nim zapomnieć oraz przedstawił się najmłodszym słuchaczom radomskiego rapu, którzy raczej nie kojarzą składu Bezinteresownie. Nie jest to album wybitny, ani taki z którego autor może być w pełni zadowolony, jednak z drugiej strony "Pod bity" to płyta poprawna. Nie można przyczepić się do flow, bo są momenty, gdy Żołnierz trochę się nim bawi, choć nie uświadczymy na tej płycie przyspieszeń w stylu Trzeciego Wymiaru. Tekstowo jest nieźle. Co prawda znajdą się numery, w których słychać, że tekst był pisany na szybko ("Hardrockrap"), ale większość to takie, którymi Żołnierz próbuje przekazać coś więcej niż tylko swoją ksywkę (świetny pomysł z "Yeoman of the guard").
Poziomem od gospodarza nie odstają goście oraz producenci. Dzięki temu "Pod bity" to album równy, bez większych wpadek. Bity są zróżnicowane, od Gfunkowych, przez klasyczne, a na eksperymentach kończąc (rockowy "Hardrockrap"). Dla fanów albumu "Bollywood" duetu Betuz znajdzie się również bit w klimacie wspomnianej płyty.
Po kilku latach nieobecności Żołnierz wrócił z solowym albumem. "Pod bity" to dobra płyta. Raper przypomniał nią o sobie tym, którzy zdążyli o nim zapomnieć oraz przedstawił się najmłodszym słuchaczom radomskiego rapu, którzy raczej nie kojarzą składu Bezinteresownie. Nie jest to album wybitny, ani taki z którego autor może być w pełni zadowolony, jednak z drugiej strony "Pod bity" to płyta poprawna. Nie można przyczepić się do flow, bo są momenty, gdy Żołnierz trochę się nim bawi, choć nie uświadczymy na tej płycie przyspieszeń w stylu Trzeciego Wymiaru. Tekstowo jest nieźle. Co prawda znajdą się numery, w których słychać, że tekst był pisany na szybko ("Hardrockrap"), ale większość to takie, którymi Żołnierz próbuje przekazać coś więcej niż tylko swoją ksywkę (świetny pomysł z "Yeoman of the guard").
Poziomem od gospodarza nie odstają goście oraz producenci. Dzięki temu "Pod bity" to album równy, bez większych wpadek. Bity są zróżnicowane, od Gfunkowych, przez klasyczne, a na eksperymentach kończąc (rockowy "Hardrockrap"). Dla fanów albumu "Bollywood" duetu Betuz znajdzie się również bit w klimacie wspomnianej płyty.
3. Pajac/Orka "Pomiędzy wiaduktami"
W zeszłym roku Pajac wielokrotnie pokazywał, że jest w bardzo dobrej formie. Swoim poziomem ugruntował swoją pozycję na radomskiej scenie i narobił niezłego smaku na solowy materiał. Ten jednak ukaże się dopiero w tym roku. W zeszłym wyszła Epka "Pomiędzy wiaduktami" duetu Pajac/Orka. Ten materiał to mocny punkt zeszłego roku. Na płycie słychać, że raperzy znają się od dawna i bardzo dobrze się dogadują w kwestiach wspólnych numerów. Czuć między nimi chemię, która sprawia, że albumy nagrywane przez więcej niż jednego rapera są równe. Nie ma tu wielkiej przepaści dzielącej poziomy Pajaca i Orki choć słychać, że Pajac na majku czuje się pewniej i nawija agresywniej. Materiał jest krótki, ale dzięki temu brak na nim jakichkolwiek wypełniaczy. Pajac i Orka dali od siebie brudny rap, z linijkami mocno kopiącymi w głowę ("To o tych, co nie mogą dać z siebie 100%/bo paradoklsalnie % trzyma ich przy życiu", czy "Ja wyjechałem tu ze swoich garbem, siema/w końcu to lepsze niż wyjechać na cudzych plecach"). Pozycja obowiązkowa.
W zeszłym roku Pajac wielokrotnie pokazywał, że jest w bardzo dobrej formie. Swoim poziomem ugruntował swoją pozycję na radomskiej scenie i narobił niezłego smaku na solowy materiał. Ten jednak ukaże się dopiero w tym roku. W zeszłym wyszła Epka "Pomiędzy wiaduktami" duetu Pajac/Orka. Ten materiał to mocny punkt zeszłego roku. Na płycie słychać, że raperzy znają się od dawna i bardzo dobrze się dogadują w kwestiach wspólnych numerów. Czuć między nimi chemię, która sprawia, że albumy nagrywane przez więcej niż jednego rapera są równe. Nie ma tu wielkiej przepaści dzielącej poziomy Pajaca i Orki choć słychać, że Pajac na majku czuje się pewniej i nawija agresywniej. Materiał jest krótki, ale dzięki temu brak na nim jakichkolwiek wypełniaczy. Pajac i Orka dali od siebie brudny rap, z linijkami mocno kopiącymi w głowę ("To o tych, co nie mogą dać z siebie 100%/bo paradoklsalnie % trzyma ich przy życiu", czy "Ja wyjechałem tu ze swoich garbem, siema/w końcu to lepsze niż wyjechać na cudzych plecach"). Pozycja obowiązkowa.
2. Wola "Autor miejskich kronik"
300 Mil Projekt "300 Mil Projekt"
Bardzo długo myślałem nad podium oraz jego obstawieniem. Ostatecznie skończyło się na tym, że nie byłem w stanie wskazać, która płyta z dwóch powyższych jest lepsza. Z jednej strony mamy mocno liryczną nawijkę Seby/GDZ, która bardzo dobrze współgra z bitami PTK. Z drugiej z kolei - uliczny styl Woli i jego gości na płycie "Autor miejskich kronik". Są to więc dwie pozycje, które bardzo ciężko porównywać. Osoby, które lubią głębsze teksty wybiorą 300 Mil Projekt. Z kolei ci, którzy preferują bardziej bezczelną nawijkę postawią na Wolę. Jakościowo (i mówię tu zarówno o brzmieniu, jak i ogólnym poziomie płyty) "Autor miejskich kronik" stoi na tej samej wysokiej półce, co "300 Mil Projekt". Zarówno Seba z PTK, jak i Wola stworzyli albumy niedocenione. Oba albumy doczekały się wydań fizycznych, oba jednak nie sprzedały się tak, jak powinny. Sebie i PTK nie pomogli nawet świetni i dobrze znani w kraju goście: Bonson, HuczuHucz, Jazzy, czy wracający do rapu Deobson. Cieszy to, że wychodzą w Radomiu płyty tak dobre, jak te dwie. Cieszy to, że wychodzą one w postaci fizycznej. Szkoda jedynie, że pozostają znane tylko niewielkiemu gronu słuchaczy.
300 Mil Projekt "300 Mil Projekt"
Bardzo długo myślałem nad podium oraz jego obstawieniem. Ostatecznie skończyło się na tym, że nie byłem w stanie wskazać, która płyta z dwóch powyższych jest lepsza. Z jednej strony mamy mocno liryczną nawijkę Seby/GDZ, która bardzo dobrze współgra z bitami PTK. Z drugiej z kolei - uliczny styl Woli i jego gości na płycie "Autor miejskich kronik". Są to więc dwie pozycje, które bardzo ciężko porównywać. Osoby, które lubią głębsze teksty wybiorą 300 Mil Projekt. Z kolei ci, którzy preferują bardziej bezczelną nawijkę postawią na Wolę. Jakościowo (i mówię tu zarówno o brzmieniu, jak i ogólnym poziomie płyty) "Autor miejskich kronik" stoi na tej samej wysokiej półce, co "300 Mil Projekt". Zarówno Seba z PTK, jak i Wola stworzyli albumy niedocenione. Oba albumy doczekały się wydań fizycznych, oba jednak nie sprzedały się tak, jak powinny. Sebie i PTK nie pomogli nawet świetni i dobrze znani w kraju goście: Bonson, HuczuHucz, Jazzy, czy wracający do rapu Deobson. Cieszy to, że wychodzą w Radomiu płyty tak dobre, jak te dwie. Cieszy to, że wychodzą one w postaci fizycznej. Szkoda jedynie, że pozostają znane tylko niewielkiemu gronu słuchaczy.
Hase wreszcie nagrał solową płytę. I pozamiatał wszystko, co wyszło w Radomiu w zeszłym roku. Wydaje się, że przyszło mu to bez najmniejszego problemu. Ot wszedł parę razy do studia, nagrał 17 numerów i...już. Dla niego nagranie "Modus operandi" może i tak właśnie wyglądało. Dla słuchacza jednak, jest to płyta wymagająca. Nie można tej płyty słuchać gdzieś w tle, bo wtedy nie trafia i nie robi takiego wrażenia, jakie powinna. Tu trzeba w całości skupić się na przesłuchiwanym materiale, łapać każde zdanie, każdy wers, każde słowo. Tworząc taki materiał Hase pokazał, że wierzy w słuchacza. Wierzy w to, że Kowalski włączy album i zastanowi się nad tym, co Hase ma do powiedzenia. Na "Modus operandi" przydałyby się ze dwa czysto instrumentalne skity po to, aby można było trochę dać odpocząć mózgowi, który przez prawie 50 minut pracuje na wysokich obrotach.
Niedawno Hase został, zdecydowanie zasłużenie, spropsowany przez Zeusa, co przełożyło się na ilość pobrań "Modus operandi", a więc najlepszej radomskiej płyty minionego roku i jednej z najlepszych w radomskim rapie ever. Kto jeszcze nie sprawdzał niech koniecznie nadrobi tę zaległość!
1 komentarz:
po pierwszym odsluchu "MO" juz wiedzialem, ze bedzie 1 miejsce w podsumowaniu :)
Czekam na materiał Z TRK
Prześlij komentarz