sobota, 25 kwietnia 2015

Recenzja: Norm x Elem "Zatruta symbioza"


Uliczny rap zawsze miał i ma w Radomiu ogromną liczbę przedstawicieli zarówno wśród raperów, jak i słuchaczy. Widać to po frekwencjach na poszczególnych koncertach organizowanych w naszym mieście. Widać to po wyświetleniach numerów na youtube. Czy jednak świadczy to o jakości tego rapu? Pod koniec marca ukazała się płyta "Zatruta symbioza" duetu Norm/Elem, która wpisuje się w ten właśnie nurt. Co można o niej powiedzieć?

Jest na płycie kilka zaskakująco dobrych numerów takich, jak "Kostka Rubika". Temat oklepany jest okrutnie, bo ile można słuchać o tym, że w życiu różnie się układa; że czasem słońce, czasem deszcz; że raz na wozie, raz pod wozem itd. Co z tego, że pada tu kilka oczywistych wersów "mierzę wyżej niż parter"? Porównanie życia do tytułowej gry logicznej jest wszak trafione w punkt, a samego numeru słucha się naprawdę dobrze, co jest również zasługą dobrej roboty Elema, który postawił na klimatyczny, wpadający w ucho bit oparty o pianino i clapy.

Innym wartym uwagi kawałkiem jest tytułowy numer, który przykuwa uwagę od samego początku świetnym samplem z Lady Pank. Później wcale nie jest gorzej, Norm leci na pełnej, co bardzo łatwo wyczuć w głosie i słychać w wersach; "Weź durniu przestań, weź waść wstydu oszczędź / bo moi dziadkowie walczyli nie o taką Polskę" czy "Sami zniszczymy świat, którego nie szanujemy / to tak, jak nie szanować własnej, rodzimej sceny".

Kawałek "Przez internet" jest bardzo potrzebnym komentarzem do obecnych czasów, w których młodzi ludzie spędzają większość swojego wolnego czasu w wirtualnym świecie. Świetną gościnną zwrotkę dał tu Emilak, który kończy numer wersami: "Wyjdź z cienia światła swego komputera / może jest jeszcze nadzieja, że przeżyjesz jakby się zjebał / jeśli nie, to siedź tam dalej / depresja, podkrążone oczy, dom stał się cmentarzem". A więc słuchaczu, wyloguj się do życia, zagraj w piłkę z kolegami, przejdź się radomskimi osiedlami, odetchnij świeżym powietrzem.


Nie mogło też na płycie zabraknąć lovesonga i motywatora zarazem w postaci "Słońce po burzy". Bit trochę trąci odgrzewanym kotletem – słuchając go myślisz sobie "gdzieś to już było" – ale sam numer należy jednak zapisać po stronie plusów "Zatrutej symbiozy", jest wbrew pozorom (ciężki bit) ciepły i jak najbardziej pozytywny ("Nie wymiękaj, idź gdy nawet trzeba iść pod prąd / wszystkie czynniki, każdy mógł popełnić błąd / każdy odnajdzie swój kąt / stąd biję się w pierś, każdy odnajdzie to...").
Na osobne słowo zasługuje posse cut "Dzieciak radomskiego rapu", w którym oprócz gospodarza swoje zwrotki rzucili też: Kubi, Pajac, Wola, Ignac, Yankeez, Kotzi, Bienia. Każdą taką inicjatywę należy propsować, inicjatywę dzięki której na jednym tracku spotyka się kilku przedstawicieli dwóch pokoleń (Kubi, Wola, Ignac, Kotzi z jednej strony, a Norm, Pajac, Yankeez i Bienia z drugiej). Bardzo dobre zwrotki Yankeeza, Kotziego, Ignaca czy Pajaca przeplatają się z dobrymi. Masa wspominek i kilka różnych spojrzeń na radomski rap – numer ważny dla całej sceny.

Trzeba też jednak jasno powiedzieć o minusach, których trochę ta płyta posiada. Pierwszym z nich jest to, że w niektórych miejscach (akurat w tle leci "Kwaśnego deszczu kropla") Norm próbuje (świadomie czy nieświadomie) podśpiewywać. Nie, nie, nie. Jest w tym numerze taki fragment "Niech wam więdną uszy kiedy tego słuchacie". I przy tym zaśpiewie z refrenu faktycznie więdną. Zwłaszcza, że w refrenie pojawia się też dziwne akcentowanie wersów.

Pojawiają się na płycie również błędy językowe, a słowa typu "chodźta" nie brzmią tu dobrze jak u KęKę. Granica między prostym chłopakiem z osiedla, a prostackim została przekroczona. Jako sztandarowy przykład błędu językowego niech posłuży numer "Zgnite serca" – taki błąd w nazwie kawałka, która znajduje się przecież na opakowaniu płyty nie może się zdarzyć. Nie mówię, że raper nie może popełnić błędu ortograficznego – może, ale ktoś w procesie wydawniczym powinien ten błąd wyłapać i poprawić. Sam numer z kolei, do szpiku uliczny, charakternie nawinięty byłby naprawdę dobry, gdyby nie kłująca w ucho, powtarzająca się w kółko w refrenie tytułowa fraza

Większość kawałków jest zwyczajnie poniżej średniej, nie przykuwa do głośnika tym bardziej, że flow Norma jakby zatrzymało się kilka lat temu i za nic w świecie nie chciało się rozwinąć. Brakuje na "Zatrutej symbiozie" chwytliwych refrenów, a naprawdę mocnych zwrotek też jest niewiele ("Dzieciak radomskiego rapu", "Zgnite serca", "Kostka Rubika", "Przez internet"), z których część z nich jest autorstwa gości, którzy trochę ciągną materiał w górę.

Muzycznie płyta jest chyba trochę lepsza niż tekstowo. Co prawda, Elem nie zaskakuje za bardzo i nie prowadzi wycieczek w newschool czy cloud, ale to działa na plus, bo Norm ze swoim prostym (nie prostackim!) flow prawdopodobnie by nie podołał. Mamy trochę miejskiego brudu i syntetycznych cykaczy zarazem, jak w "Między ludźmi, a światem" czy "Kwaśnego deszczu kropla"; trochę bitów opartych o dźwięki instrumentów takich, jak pianino czy instrumenty smyczkowe ("Słońce po burzy", "Zgnite serca" czy "Kostka Rubika"). Warto też wspomnieć o bonus tracku, którym jest numer "Zaoferuj mi więcej" na bicie Tytuza – najlepszym na płycie.

Nie określę "Zatrutej symbiozy" mianem płyty kiepskiej. Nie nazwę jej też jednak albumem dobrym. Ot, jest ze swoimi minusami i plusami zawieszona gdzieś pomiędzy – można śmiało sprawdzić bez narażania się na tortury, ale też nie należy od niej oczekiwać Bóg wie czego. Na pewno Norm i Elem mogą jeszcze zaliczyć progres tak, aby następny materiał był zdecydowanie lepszy.

3+/6

Brak komentarzy: