środa, 30 grudnia 2015

Podsumowanie roku: Radom 2015

Rok 2015 to, kolejny po 2014, historyczny czas dla radomskiego rapu. Pojawiły się pierwsze legalne albumy wydane przez lokalną wytwórnię. Milionbeats wydał producencką płytę we współpracy z francuskimi raperami, co jest pierwszą w historii zakrojoną na tak szeroką skalę rapową współpracą pomiędzy Polską a Francją. DJ Vazee reprezentował Polskę podczas mistrzostw świata Red Bull w Japonii, a także został, drugi raz z rzędu, mistrzem świata IDA w kategorii Show (tym razem z ekipą Scratch Warriors).

Nie było jednak bardzo różowo jeśli chodzi o poziom albumów, które ukazały się w ciągu minionych 12 miesięcy. Wiadomo, klasą dla siebie pozostaje KęKę, którego nie dotknął problem drugiej płyty, ale kto poza nim? Bardzo liczyłem na materiał mojego zioma Amosa, ale jednak jest on zbyt nierówny i obawiam się, że szansa na zyskanie większej liczby słuchaczy minęła dla niego bezpowrotnie. Szkoda, bo wiem, że potrafi lepiej. Również inne wydawnictwa sygnowane logo „MC Records” mnie zawiodły. Mowa zarówno o projektach Norm/Elem, TPS czy najlepszym z nich wszystkich BoKoTy. Co do tego ostatniego, miałem naprawdę duże oczekiwania – wystarczy spojrzeć na ksywki Boro, Kotzi i Tytuz, a poprzeczka sama idzie w górę. Nie zostały one jednak do końca spełnione, choć nazwać ten album słabym byłoby dużym nieporozumieniem.
Pozostałe płyty również nie zachwycały, obojętnie czy mowa o pionkowskim Impakcie, czy radomskim Tr3s Lobos. Bardzo podoba mi się, od strony produkcyjnej, album „Linie lotnicze” duetu Duchu/PTK, ale całościowo to też nie jest powalający poziom. 
W ostatniej chwili, 28. grudnia, wjechała do mnie płyta „Przebudzenie” od ILLFunk, którą momentalnie wrzuciłem do odtwarzacza, aby później nie zarzucać sobie, że nie sprawdziłem wszystkiego. Ten album ma w sobie to, za czym tęsknią wielbiciele starej szkoły w klimacie Wu-Tang Clanu czy, przechodząc na polskie podwórko, Molesty. Nie podejdzie on jednakże wyznawcom newschoolu. Choć ja i tak jestem zdania, że na rap powinno się patrzeć całościowo, bez podziałów. Albo coś jest dobre, albo nie.
Tymczasem jednak zapraszam do zapoznania się z moim TOP 5 radomskiego rapu 2015. Tak, jak pisałem wcześniej na facebooku, jest to lista mocno subiektywna i jestem przekonany, że wielu z Was będzie miało listę całkowicie inną. Zachęcam do dzielenia się Waszymi listami TOP 5 za minione dwanaście miesięcy!
  1. KęKę „Nowe rzeczy”
Drugą płytą KęKę udowadnia, że sukces debiutanckich „Takich rzeczy” nie był przypadkiem. Charakterystyczny, zachrypnięty głos i naturalna charyzma, która bije z głośników przez bite 48 minut i 54 sekundy to rzeczy, których radomskiemu MC zazdrościć może 90% polskiej rap sceny. Weźmy na przykład singlowe „Wyjebane (tak mocno)”, które nawinięte jest tak laid backowo, że momentalnie i słuchacz zaczyna mieć na wszystko wywalone jaja. Takiej nawijki nie można wymusić, to musi być naturalne, wrodzone. I u Kędziora takie właśnie jest.
Z drugiej strony KęKę potrafi też, a może przede wszystkim, rapować na poważne tematy tak, że słuchacz naprawdę się nad nimi pochyli, zastanowi. Przykład? Proszę bardzo, „Młody Polak”, "Świadomość" (jeden z ważniejszych numerów w polskim rapie AD 2015) czy „W dół kieliszki (WuDeKa)” poruszające tematy patriotyzmu (czy też jego braku) u młodych rodaków i alkoholizmu, z którym Piotrek się zmagał i któremu wciąż musi stawiać czoła chociażby na koncertach. Problem drugiej płyty? Nie u KęKę.
Moje 3 ulubione numery z płyty to: „Zmysły”, „Wyjebane (tak mocno)”, ”Było blisko”
Najsłabszy element płyty: "joł, joł, joł, joł, joł..."

  1. Milionbeats „Le RapFrancais en vu de la Pologne"
Ponad 10 lat temu, w czasach liceum dobry kumpel pokazał mi kilka francuskich numerów czym spowodował, że sam zacząłem na youtube sprawdzać kolejne. Wiadomo, że nic nie kumałem z nawijki, ale podobało mi się brzmienie rapu z kraju Erica Cantony. Przez brak zrozumienia tekstów dość szybko jednak odstawiłem francuskie kawałki i następne dobrych kilka lat nie sprawdzałem nowości.
Zmieniła to producencka płyta Kaczmara, znanego teraz jako Milionbeats. Wróciło to, co czułem i myślałem ponad dekadę wcześniej – brzmienie jest zajebiste, ten język w rapie brzmi kozacko, ale ni w ząb nie rozumiem treści. Mimo więc, że jest to nowa płyta, to obudziła we mnie dawno zakopany sentyment.
Dobrze, ze są numery z polskimi raperami, bo dzięki temu mogę cokolwiek wynieść z tekstów. Szkoda, że tak mało „wykorzystany” został Chris Malinski na instrumentach, bo w kawałkach, w których się pojawia robi kawał dobrej roboty! Cieszy to, że ten historyczny projekt (pierwsza polsko-francuska kooperacja rapowa na taką skalę i na takim poziomie) jest dzieckiem radomskiego producenta.
Moje 3 ulubione numery z płyty to: „Heureux un autre jour”, „Le gout du sang”, „Worldwide”
Najsłabszy element płyty: za mało Chrisa Malinskiego

  1. BoKoTy „Nie trzeba mnie namawiać”
Debiutancki legalny album Bora, Kotziego i Tytuza na pewno nie spełnił w pełni nadziei, które w nim pokładałem, ale wciąż jest to na tyle dobry album aby znaleźć się w ścisłej czołówce mojego radomskiego TOP minionych 12 miesięcy. Wystarczy przesłuchać single aby skumać, że mimo swojej hitowości, nie jest to płyta stricte bangerowa i znajdują się na niej również bardziej wymagające numery („Co możesz poświęcić” z genialnym refrenem Mioda to przesztos liryczno-muzyczny. Te instrumenty! Ten aranż!). Zdarzają się zwrotki-perełki, jak chociażby gościnka KęKę z tak mocarnym wejściem: „Jeżeli moje porażki sprawiły, że dziś tu jestem / z chęcią cofnę się w czasie żeby spierdolić coś jeszcze”. Owszem, można by usunąć z tracklisty kilka słabszych kawałków jak np. „Nierozpoznany układ”, ale cóż jest tak, jak jest i należy to docenić i przy następnym albumie wymagać więcej. No i jak to bangla w samochodzie!
Moje 3 ulubione numery z płyty to: „Chłód”, „Co możesz poświęcić”, „Telefon”
Najsłabszy element płyty: autotune
  1. ILLFunk „Przebudzenie”
„Przebudzenie” pierwszy raz wjechało na odsłuch 28. Grudnia, w momencie gdy miałem już napisane 90% tego podsumowania. Tajemniczy ILLFunk spowodował swoim materiałem chaos i przetasowania w moim TOP 5 tym samym udowadniając, że nie warto robić tego typu zestawień dopóki nie pojawią się wszystkie albumy w danym roku. „Przebudzenie” ze swoim klimatem rodem z albumów Wu-Tang Clanu (za co należy podziękować, w równej mierze co ILLfunkowi, autorom podkładów, którymi są 7th Swordsman i LucriCausa) wjechało tu z buta.
„Oficjalny chuligan Chrystusa” – jak siebie określa ILLFunk – serwuje słuchaczowi swoiste catharsis, ale tylko pod warunkiem, że ten uczciwie poświęci swój czas jego płycie. Myli się jednak ten, kto po przeczytaniu poprzedniego zdania pomyśli „kolejny bezjajeczny chrześcijański raper”. Co to to nie! Surowe, brudne brzmienie, w połączeniu z charakterystycznym zachrypniętym głosem ILLFunka jest miksem, którego ze świecą szukać nie tylko w rapie z Radomia i okolic, ale też w całej Polsce. Okazuje się bowiem, że można nagrać charakterną płytę, mówić o sprawach ważnych (walka ze ZŁYM, którym w domyśle jest Szatan czy chociażby o przesadzie w korzystaniu z mediów społecznościowych) w trafiający w punkt sposób. Niejednokrotnie nie przebierając w słowach, jeśli tego wymaga opisywana sytuacja bądź kontekst. Mówiąc w skrócie, ludzkość obrała zły azymut i tonie w grzechu, z którego wyciągnąć nas może tylko tytułowe „Przebudzenie”.
Może też, jak się okazuje, w XXI wieku zależeć twórcy na promocji swojego dzieła, a nie siebie. ILLFunk bowiem nie chce ujawniać do wiadomości słuchaczy swojej tożsamości ani na okładce, ani w wywiadach, ani na swoim fanpage’u. Przekaz jest jasny – nie ja się liczę, a moja muzyka. To postawa, którą trzeba docenić, tym bardziej że zgadza się tu również treść.
Moje 3 ulubione numery z płyty to: „Obłęd”, „Czas nieubłagany”, „Odwierty”
Najsłabszy element płyty: refreny

  1. Duchu / PTK „Linie lotnicze”
Ten album znalazł się tutaj za klimat, który lubię w hip-hopowych produkcjach. Trueschoolowo, klasycznie, ciepło, z samplami. W obecnych, tak wypchanych newschoolem, czasach albumy takie jak „Linie lotnicze” są trochę, paradoksalnie, jak powiew świeżego powietrza. Co prawda Duchu nie jest mistrzem na majku, ale to, co ma do zaproponowania tekstowo idealnie zgrywa się z produkcjami Piotrka.
Swoją drogą pamiętam jak dobrych kilka lat temu PTK podesłał mi pierwszy wspólny numer z Duchem („Bomby”). Pisał mi wtedy, że ten koleś niedługo będzie kozakiem. Od tamtego czasu minęło ok 5 lat i „Linie lotnicze” są pierwszym dużym krokiem na drodze do tego. Jego ksywa jest już nieźle kojarzona w podziemiu i pozostaje czekać jak będzie się on dalej rozwijał.
Dla Piotrka był to z kolei pierwszy od 300 Mil Projekt duży projekt, na który bity pochodzą w 100% spod jego ręki. Bardzo szkoda, że nie może on poświęcać na produkcję tyle czasu ile by chciał, bo „Linie lotnicze” są dowodem na to, że może on stać się bardzo dobrym producentem o ile będzie mógł się temu poświęcić w większym stopniu.
Moje 3 ulubione numery z płyty to: „Linie lotnicze”, „Zdejmuj to”, „Petardy”
Najsłabszy element płyty: flow jak u Diseta

1 komentarz:

Anonimowy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.