Bycie
młodym raperem, puszczającym w sieć swój pierwszy materiał, nie
jest łatwe w obecnych czasach. Przy tak powszechnym dostępie do
internetu, wbrew pozorom bardzo trudno jest przekonać słuchacza,
aby ten sprawdził właśnie Twój album. Trzeba albo zaprosić na
niego fame'owego gracza, albo zrobić klip do najmocniejszego kawałka
z płyty, albo...liczyć na to cud. Na pierwsze dwie opcje nie
postawił Stasher, który w zeszłym miesiącu puścił "Nic
EP". Czy może zatem liczyć na cud i to, że jego ksywka
zacznie być powtarzana przez słuchaczy na przerwach w szkole albo
na podwórkach?
Niekoniecznie.
Materiał składa się z 12 kawałków (w tym jednego bonusowego), w
których nie zaskakuje w sumie nic. Ani tematyka, która obraca się
wokół dup, motywacji, braggi i samego siebie. Nie sądzę żeby
jednak było to podyktowane chęcią pójścia przez Stashera na
łatwiznę. Po prostu mając tyle lat niewiele osób jest w stanie
zaskoczyć poruszanymi tematami. Wybiera się przetartą ścieżkę i
idąc nią szlifuje się swoje umiejętności.
I
pod tym względem trzeba przyznać, że nie jest źle. Nie jest to
oczywiście poziom, który będzie stawiał Stashera w czołówce
radomskich raperów, ale na pewno nie przyniesie mu wstydu, gdy
któryś numer włączy ktoś z topu. Są momenty, że raper wypada z
bitu albo nieudolnie goni bit, jednak nie ma problemu z dykcją i
chyba wie w którą stronę chce podążać jeśli idzie o flow.
Jeśli ktoś szuka akrobacji technicznych, tu ich nie znajdzie. Jeśli
jednak nie przeszkadza wam prosty, dość monotonny, sposób
wypluwania kolejnych wersów – spokojnie możecie sprawdzić "Nic
EP".
Do
najmocniejszych momentów płyty trzeba zaliczyć otwierający ją
numer "Gdzie nie ma nic". Kolejne wersy są nawijane z
łatwo wyczuwalną pewnością siebie, a refren choć nie jest
mistrzostwem świata, to szybko zostaje w głowie i słuchacz łapie
się, że mruczy go pod nosem razem ze Stasherem. Drugim wartym uwagi
kawałkiem jest osobiste "Nie oczekuję nic", który na tle
byle jakich kawałków wyróżnia się lekko zmienionym flow i dość
udaną próbą skupienia się na własnym charakterze.
Cóż,
nie jest to na pewno płyta, do której będzie się często wracało.
Ot może od czasu do czasu włączy ktoś pojedyncze numery. I choć
nie mogę powiedzieć, że są to "(Chuja) warte wersy", to
akurat ten numer obniża, i tak niezbyt już wysoką, ocenę Epki o
pół oczka. Żeby nie było jednak tak krytycznie do samego końca –
Stasher ma nad czym pracować, ale ma już podstawy i daje nadzieję,
że kolejny materiał będzie lepszy. Wszystko zależy od niego.
2+/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz