piątek, 27 marca 2015

Recenzja: Stasher "Nic EP"

Bycie młodym raperem, puszczającym w sieć swój pierwszy materiał, nie jest łatwe w obecnych czasach. Przy tak powszechnym dostępie do internetu, wbrew pozorom bardzo trudno jest przekonać słuchacza, aby ten sprawdził właśnie Twój album. Trzeba albo zaprosić na niego fame'owego gracza, albo zrobić klip do najmocniejszego kawałka z płyty, albo...liczyć na to cud. Na pierwsze dwie opcje nie postawił Stasher, który w zeszłym miesiącu puścił "Nic EP". Czy może zatem liczyć na cud i to, że jego ksywka zacznie być powtarzana przez słuchaczy na przerwach w szkole albo na podwórkach?


Niekoniecznie. Materiał składa się z 12 kawałków (w tym jednego bonusowego), w których nie zaskakuje w sumie nic. Ani tematyka, która obraca się wokół dup, motywacji, braggi i samego siebie. Nie sądzę żeby jednak było to podyktowane chęcią pójścia przez Stashera na łatwiznę. Po prostu mając tyle lat niewiele osób jest w stanie zaskoczyć poruszanymi tematami. Wybiera się przetartą ścieżkę i idąc nią szlifuje się swoje umiejętności.
I pod tym względem trzeba przyznać, że nie jest źle. Nie jest to oczywiście poziom, który będzie stawiał Stashera w czołówce radomskich raperów, ale na pewno nie przyniesie mu wstydu, gdy któryś numer włączy ktoś z topu. Są momenty, że raper wypada z bitu albo nieudolnie goni bit, jednak nie ma problemu z dykcją i chyba wie w którą stronę chce podążać jeśli idzie o flow. Jeśli ktoś szuka akrobacji technicznych, tu ich nie znajdzie. Jeśli jednak nie przeszkadza wam prosty, dość monotonny, sposób wypluwania kolejnych wersów – spokojnie możecie sprawdzić "Nic EP".

Do najmocniejszych momentów płyty trzeba zaliczyć otwierający ją numer "Gdzie nie ma nic". Kolejne wersy są nawijane z łatwo wyczuwalną pewnością siebie, a refren choć nie jest mistrzostwem świata, to szybko zostaje w głowie i słuchacz łapie się, że mruczy go pod nosem razem ze Stasherem. Drugim wartym uwagi kawałkiem jest osobiste "Nie oczekuję nic", który na tle byle jakich kawałków wyróżnia się lekko zmienionym flow i dość udaną próbą skupienia się na własnym charakterze.

Cóż, nie jest to na pewno płyta, do której będzie się często wracało. Ot może od czasu do czasu włączy ktoś pojedyncze numery. I choć nie mogę powiedzieć, że są to "(Chuja) warte wersy", to akurat ten numer obniża, i tak niezbyt już wysoką, ocenę Epki o pół oczka. Żeby nie było jednak tak krytycznie do samego końca – Stasher ma nad czym pracować, ale ma już podstawy i daje nadzieję, że kolejny materiał będzie lepszy. Wszystko zależy od niego.

2+/6

Brak komentarzy: