poniedziałek, 9 marca 2015

Recenzja: Amos "Zapatrzony w ogień"

Znam Amosa i jego rap od kilkunastu lat. Zaczęło się od płyty A-Team, na której Paweł rapował po angielsku i, jeśli mnie pamięć nie myli, niemiecku. Od tamtego czasu nagrał on około 100 numerów (włączając w to gościnne zwrotki), z których zdecydowaną większość miałem przyjemność słyszeć, część z nich jako jedyna, obok Amosa, osoba. Dzięki temu, pomimo łączącej nas przyjacielskiej więzi, jestem w stanie obiektywnie dostrzec, jak wielki postęp zrobił w rapie w ciągu tych wszystkich lat. Duży w tym udział miały studia aktorskie w Krakowie, w trakcie których Paweł przede wszystkim poprawił swoją dykcję, kontrolę oddechu oraz modulację głosu.
To jednak nie sprawia, że z miejsca można stać się dobrym raperem czy wokalistą. Do tego potrzebne są jeszcze przykuwające uwagę teksty, zdolność wykorzystania wymienionych wcześniej umiejętności oraz ucho do bitów.
Właśnie ukazała się długo oczekiwana ("Dobry C." traktuję jako rozgrzewkę) debiutancka płyta Amosa, "Zapatrzony w ogień", która jest dla niego egzaminem dojrzałości jeśli chodzi o rap. Czy egzaminem zdanym?

Przez te wszystkie lata słuchania rapu Amosa zauważyłem, że najlepiej czuje się on w numerach refleksyjnych, osobistych i zarazem odważnych na tyle, że nieraz odnosi się wrażenie, że zdziera w nich z siebie skórę, aby pokazać co kryje w środu. Takimi numerami były: "Mów do mnie jeszcze" (zdecydowany kandydat do miana najlepszego radomskiego numeru o miłości), "Coś co ty nazywasz" czy "Śniło mi się". "Zapatrzony w ogień" jest idealnym potwierdzeniem powyższego, wystarczy posłuchać takich kawałków, jak "Dziedziczność", w którym Amos dzieli się problemami rodzinnymi, towarzyszącymi mu od małego i o których długo nie miał siły mówić. Niejako rozwinięciem tego numeru jest "Proroctwo", w którym trochę bardziej rozbudowany jest temat rodziny, a dokładniej alkoholizm ojca i jego wpływ na życie Amosa.
Na płycie znajdziemy też lovesong "Zostaw albo wyjdź", a w kilku innych numerach pojawiają odniesienia do tego pięknego, ale równocześnie bolesnego uczucia. Wersy poświęcone miłości podzielone są na te pełne radości oraz przepełnione smutkiem – cóż samo życie. Numery te pokazują dojrzałość zarówno muzyczną, jak i prywatną Amosa oraz umiejętność pisania osobistych, poruszających tekstów.

Tym, co zaskoczyło mnie na "Zapatrzonym w ogień" jest to, że znajdują się tu również numery o mocnym zabarwieniu społecznym, których do tej pory w "dyskografii" Amosa raczej nie było. "Maskarada" traktująca o problemie wychowywania dzieci w dobie szerzącego się gender czy związków homoseksualnych jest jednym z najcięższych numerów Amosa, choć nie uświadczymy w nim masy bluzgów. Znajdziemy za to wersy w stylu "Pieprzę unisex i Unię też / bo promuje tych wszystkich tęczowych ludzi, jacy cudni wiesz/ tacy pełni pokoju i radości, żadnej przemocy, dajmy im dzieci wychować w tej aurze / a uwierz mi, że za 20 lat za pedofilię to już nikt nie ukarze".
Pedofilia wśród księży oraz nakazy i zakazy, które ci stawiają młodym ludziom przed ślubem, to tematy szeroko komentowane w mediach w ostatnich kilkunastu czy kilkudziesięciu miesiącach. Czemu zazkazują nam kontaktów seksualnych osoby, które kiedyś składały śluby czystości, a teraz molestują ministrantów i inne dzieci biorące czynny udział w życiu Kościoła? Czy wierzymy w księży czy w Boga? Amos stawia te pytania w numerze "Bez tytułu" i pozwala słuchaczowi na indywidualną odpowiedź. Kawałek ten wpisuje się zarówno w nurt rapu chrześcijańskiego, jak i rapu poddającego w wątpliwość zasady religii katolickiej (np. Mroku "Różne są modlitwy"). Zdecydowanie daje do myślenia.

Wracając na chwilę do tego, co Amosowi dały studia aktorskie, na płycie znajdziemy trochę zabawy głosem czy zmian intonacji. Osobiście jednak spodziewałem się takich zabiegów zdecydowanie więcej, tym bardziej, że te, które na płycie się znalazły, wypadają naprawdę dobrze i są ciekawym urozmaiceniem dość prostego przecież flow Amosa. Refreny w "Bezludnej wyspie", czy "Nie istnieje czas" są przykładem tego, jak fajny efekt można osiągnąć drobną modulacją głosu. Ciekawe zabawy głosem można znaleźć (w mniejszym lub większym natężeniu) również w innych numerach, jak choćby: "Proroctwo", "Mój świat" czy "Maskarada".
Ten ostatni kawałek może posłużyć jako przykład przesadnej/niepotrzebnej (niepotrzebne skreślić) modulacji. Refren "Maskarady" brzmi trochę infantylnie przez sposób, w jaki został on nawinięty przez co ogólny odbiór kawałka spada o jedno oczko. Ogólnie refreny na płycie nie należą do najmocniejszych jej punktów, wyjątkami potwierdzającymi regułę są tu numery "Proroctwo" i "Bezludna wyspa".

Skoro jesteśmy już przy refrenach, to warto wspomnieć o bardzo dobrym wykonaniu tegoż w numerze "Gotowy do zmian" przez Komara. Nie jest to co prawda Łozo z Afromental, ale i tak słucha się tego przyjemnie. Szkoda tylko, że ten poziom nie został powtórzony w numerze "Jeśli zawyje". Tutaj Komar trochę fałszuje, za bardzo przeciąga wersy i na pewno nie może tego wykonania zaliczyć do udanych. Szkoda, bo psuje to bardzo dobry skądinąd numer, w którym gościnną zwrotkę, swoim charakterystycznym głosem i stylem położył Raptor.
Również dwaj pozostali goście, ABS i Hase, bardzo dobrze odnaleźli się na płycie. Absolut pojawił się w dwóch numerach i dziwić może to, jak pewnie płynie po bitach, po przecież w ostatnim czasie niezbyt często można było go usłyszeć. O ile w "Gotowym do zmian" tak bardzo tego nie czuć, o tyle w "Spotkać się z rogatym" zjadł gospodarza, który tutaj akurat brzmi trochę bezjajecznie, tak jakby myślał, że samym głosem zrobi robotę. Nie zrobił.
Hase to z kolei MC, który zdaje się ciągnąć w górę każdego z kim nagrywa i Amos nie jest tu wyjątkiem, bo "Nie do obudzenia" jest jednym z najlepszych numerów z płyty. Umiejętności techniczne reprezentanta eMHa nie podlegają żadnym dyskusjom. Tutaj nie wybijają się one na pierwszy plan, ot kilka razy nieszablonowo łamie linijki, jakby od niechcenia. Muszę tu dodać, że numer ten został nagrany około rok temu i mało brakowało, aby nie znalazł się na tej płycie. To byłaby duża strata.

Muzycznie jest w porządku, ale żeby powiedzieć, że bity rozpieprzają? Nie, aż tak dobrze nie jest. Weźmy na przykład taki podkład do "Ultra kasku". Nie no sorry, ale gdy zestawimy go z tymi z "Do przeprowadzki karton" czy "Toastu", to zastanawiam się czy Amos przy jego wyborze był w pełni władz umysłowych. Bit do numeru "Mój świat" również nie powala na kolana, a i w "Nie istnieje czas" można było dać coś mniej jednostajnego. Najbardziej w pamięci zapadają bity do, wspomnianego już tu, "Do przeprowadzki karton" (Tytuz), "Nie do obudzenia" (KS), "Bezludnej wyspy" oraz "Proroctwa" (Maxiu). W tym ostatnim numerze Amos tak haromonijnie wpasował się w podkład, że nie sposób myśleć o tym numerze inaczej niż o kawałku kompletnym.

Szkoda, że Amos nie pokazał bardziej tego, jak plastycznym narzędziem może być głos. Warunki do tego posiada jak mało który raper, wszak niewielu mcs uczyło się w szkole aktorskiej, gdzie aparat mowy jest jednym z najważniejszych atutów. A tak przez dość monotonne i zbyt podobne do siebie w wielu numerach flow, przy aż 19 kawałkach, niejedna osoba może nie dać rady odsłuchać całości na raz. Można też było kilka razy dokonać lepszego doboru bitów i lepiej napisać oraz wykonać kilka refrenów, może nawet jeden czy dwa numery całkiem usunąć z tracklisty.
Niezwykle ciężko jest obiektywnie zrecenzować dzieło gościa, którego możesz nazwać nie tylko kumplem czy ziomem, ale i bratem czy przyjacielem. Z tego powodu nie podjąłem się recenzji płyty "Dobry C." Pawła. Teraz jednak postanowiłem się z tym zmierzyć i ocenić ten rapowy egzamin dojrzałości Amosa. Egzamin został zdany, ale wciąż jest miejsce na poprawę. Wiem, że stać Pawła na więcej. Co ważniejsze, wiem też, że on sam o tym wie.

4/6

Brak komentarzy: