Znam
Amosa i jego rap od kilkunastu lat. Zaczęło się od płyty A-Team,
na której Paweł rapował po angielsku i, jeśli mnie pamięć nie
myli, niemiecku. Od tamtego czasu nagrał on około 100
numerów
(włączając w to gościnne zwrotki), z których zdecydowaną
większość miałem przyjemność słyszeć, część z nich jako
jedyna, obok Amosa, osoba. Dzięki temu, pomimo łączącej nas
przyjacielskiej więzi, jestem w stanie obiektywnie dostrzec, jak
wielki postęp zrobił w rapie w ciągu tych wszystkich lat. Duży w
tym udział miały studia aktorskie w Krakowie, w trakcie których
Paweł przede wszystkim poprawił swoją dykcję, kontrolę oddechu
oraz modulację głosu.
To
jednak nie sprawia, że z miejsca można stać się dobrym raperem
czy wokalistą. Do tego potrzebne są jeszcze przykuwające uwagę
teksty, zdolność wykorzystania wymienionych wcześniej umiejętności
oraz ucho do bitów.
Właśnie
ukazała się długo oczekiwana ("Dobry C." traktuję jako
rozgrzewkę) debiutancka płyta Amosa, "Zapatrzony w ogień",
która jest dla niego egzaminem dojrzałości jeśli chodzi o rap.
Czy egzaminem zdanym?
Przez
te wszystkie lata słuchania rapu Amosa zauważyłem, że najlepiej
czuje się on w numerach refleksyjnych, osobistych i zarazem
odważnych na tyle, że nieraz odnosi się wrażenie, że zdziera w
nich z siebie skórę, aby pokazać co kryje w środu. Takimi
numerami były: "Mów do mnie jeszcze" (zdecydowany
kandydat do miana najlepszego radomskiego numeru o miłości), "Coś
co ty nazywasz" czy "Śniło mi się". "Zapatrzony
w ogień" jest idealnym potwierdzeniem powyższego, wystarczy
posłuchać takich kawałków, jak "Dziedziczność", w
którym Amos dzieli się problemami rodzinnymi, towarzyszącymi mu od
małego i o których długo nie miał siły mówić. Niejako
rozwinięciem tego numeru jest "Proroctwo", w którym
trochę bardziej rozbudowany jest temat rodziny, a dokładniej
alkoholizm ojca i jego wpływ na życie Amosa.
Na
płycie znajdziemy też lovesong "Zostaw albo wyjdź", a w
kilku innych numerach pojawiają odniesienia do tego pięknego, ale
równocześnie bolesnego uczucia. Wersy poświęcone miłości
podzielone są na te pełne radości oraz przepełnione smutkiem –
cóż samo życie. Numery te pokazują dojrzałość zarówno
muzyczną, jak i prywatną Amosa oraz umiejętność pisania
osobistych, poruszających tekstów.
Tym,
co zaskoczyło mnie na "Zapatrzonym w ogień" jest to, że
znajdują się tu również numery o mocnym zabarwieniu społecznym,
których do tej pory w "dyskografii" Amosa raczej nie było.
"Maskarada" traktująca o problemie wychowywania dzieci w
dobie szerzącego się gender czy związków homoseksualnych jest
jednym z najcięższych numerów Amosa, choć nie uświadczymy w nim
masy bluzgów. Znajdziemy za to wersy w stylu "Pieprzę unisex i
Unię też / bo promuje tych wszystkich tęczowych ludzi, jacy cudni
wiesz/ tacy pełni pokoju i radości, żadnej przemocy, dajmy im
dzieci wychować w tej aurze / a uwierz mi, że za 20 lat za
pedofilię to już nikt nie ukarze".
Pedofilia
wśród księży oraz nakazy i zakazy, które ci stawiają młodym
ludziom przed ślubem, to tematy szeroko komentowane w mediach w
ostatnich kilkunastu czy kilkudziesięciu miesiącach. Czemu
zazkazują nam kontaktów seksualnych osoby, które kiedyś składały
śluby czystości, a teraz molestują ministrantów i inne dzieci
biorące czynny udział w życiu Kościoła? Czy wierzymy w księży
czy w Boga? Amos stawia te pytania w numerze "Bez tytułu"
i pozwala słuchaczowi na indywidualną odpowiedź. Kawałek ten
wpisuje się zarówno w nurt rapu chrześcijańskiego, jak i rapu
poddającego w wątpliwość zasady religii katolickiej (np. Mroku
"Różne
są modlitwy"). Zdecydowanie daje do myślenia.
Wracając
na chwilę do tego, co Amosowi dały studia aktorskie, na płycie
znajdziemy trochę zabawy głosem czy zmian intonacji. Osobiście
jednak spodziewałem się takich zabiegów zdecydowanie więcej, tym
bardziej, że te, które na płycie się znalazły, wypadają
naprawdę dobrze i są ciekawym urozmaiceniem dość prostego
przecież flow Amosa. Refreny w "Bezludnej wyspie", czy
"Nie istnieje czas" są przykładem tego, jak fajny efekt
można osiągnąć drobną modulacją głosu. Ciekawe zabawy głosem
można znaleźć (w mniejszym lub większym natężeniu) również w
innych numerach, jak choćby: "Proroctwo", "Mój
świat" czy "Maskarada".
Ten
ostatni kawałek może posłużyć jako przykład
przesadnej/niepotrzebnej (niepotrzebne skreślić) modulacji. Refren
"Maskarady" brzmi trochę infantylnie przez sposób, w jaki
został on nawinięty przez co ogólny odbiór kawałka spada o jedno
oczko. Ogólnie refreny na płycie nie należą do najmocniejszych
jej punktów, wyjątkami potwierdzającymi regułę są tu numery
"Proroctwo" i "Bezludna wyspa".
Skoro
jesteśmy już przy refrenach, to warto wspomnieć o bardzo dobrym
wykonaniu tegoż
w
numerze "Gotowy do zmian" przez Komara. Nie jest to co
prawda Łozo z Afromental, ale i tak słucha się tego przyjemnie.
Szkoda tylko, że ten poziom nie został powtórzony w numerze "Jeśli
zawyje". Tutaj Komar trochę fałszuje, za bardzo przeciąga
wersy i na pewno nie może tego wykonania zaliczyć do udanych.
Szkoda, bo psuje to bardzo dobry skądinąd numer, w którym gościnną
zwrotkę, swoim charakterystycznym głosem i stylem położył
Raptor.
Również
dwaj pozostali goście, ABS i Hase, bardzo dobrze odnaleźli się na
płycie. Absolut pojawił się w dwóch numerach i dziwić może to,
jak pewnie płynie po bitach, po przecież w ostatnim czasie niezbyt
często można było go usłyszeć. O ile w "Gotowym do zmian"
tak bardzo tego nie czuć, o tyle w "Spotkać się z rogatym"
zjadł gospodarza, który tutaj akurat brzmi trochę bezjajecznie,
tak jakby myślał, że samym głosem zrobi robotę. Nie zrobił.
Hase
to z kolei MC, który zdaje się ciągnąć w górę każdego z kim
nagrywa i Amos nie jest tu wyjątkiem, bo "Nie do obudzenia"
jest jednym z najlepszych numerów z płyty. Umiejętności
techniczne reprezentanta eMHa nie podlegają żadnym dyskusjom. Tutaj
nie wybijają się one na pierwszy plan, ot kilka razy nieszablonowo
łamie linijki, jakby od niechcenia. Muszę tu dodać, że numer ten
został nagrany około rok temu i mało brakowało,
aby nie znalazł się na tej płycie. To byłaby duża strata.
Muzycznie
jest w porządku, ale żeby powiedzieć, że bity rozpieprzają? Nie,
aż tak dobrze nie jest. Weźmy na przykład taki podkład do "Ultra
kasku". Nie no sorry, ale gdy zestawimy go z tymi z "Do
przeprowadzki karton" czy "Toastu", to zastanawiam się
czy Amos przy jego wyborze był w pełni władz umysłowych. Bit do
numeru "Mój świat" również nie powala na kolana, a i w
"Nie istnieje czas" można było dać coś mniej
jednostajnego. Najbardziej w pamięci zapadają bity do, wspomnianego
już tu, "Do przeprowadzki karton" (Tytuz), "Nie do
obudzenia" (KS), "Bezludnej wyspy" oraz "Proroctwa"
(Maxiu). W tym ostatnim numerze Amos tak haromonijnie wpasował się
w podkład, że nie sposób myśleć o tym numerze inaczej niż o
kawałku kompletnym.
Szkoda,
że Amos nie pokazał bardziej tego, jak plastycznym narzędziem może
być głos. Warunki do tego posiada jak mało który raper, wszak
niewielu mcs uczyło się w szkole aktorskiej, gdzie aparat mowy jest
jednym z najważniejszych atutów. A tak przez dość monotonne i
zbyt podobne do siebie w wielu numerach flow, przy aż 19 kawałkach,
niejedna osoba może nie dać rady odsłuchać całości na raz.
Można też było kilka razy dokonać lepszego doboru bitów i lepiej
napisać oraz wykonać kilka refrenów, może nawet jeden czy dwa
numery całkiem usunąć z tracklisty.
Niezwykle
ciężko jest obiektywnie zrecenzować dzieło gościa, którego
możesz nazwać nie tylko kumplem czy ziomem, ale i bratem czy
przyjacielem. Z tego powodu nie podjąłem się recenzji płyty
"Dobry C." Pawła. Teraz jednak postanowiłem się z tym
zmierzyć i ocenić ten rapowy egzamin dojrzałości Amosa. Egzamin
został zdany, ale wciąż jest miejsce na poprawę. Wiem, że stać
Pawła na więcej. Co ważniejsze, wiem też, że on sam o tym wie.
4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz