Jeśli
pierwsza płyta danego artysty okazała się sukcesem sprzedażowym i
zbierała pochlebne recenzje zarówno słuchaczy jak i krytyków, to
drugi album jest dla niego prawdziwym testem. Czy wykonawca nie
zaspokoi się chwilowym sukcesem? Czy nie nasyci się klepaniem po
ramionach i propsami zbieranymi w trakcie koncertów? Czy wreszcie
będzie chciał dać słuchaczom materiał na jak najwyższym
poziomie, czy może raczej spocznie na laurach i na fali sukcesu
debiutanckiego albumu nagra kolejny na szybko stawiając na liryczne
i muzyczne bylejactwo?
Wielu
raperów idzie na łatwiznę, chociażby nagrywając płyty w stylu,
który akurat jest modny. Jest dobry czas na pianinka? To damy
pianinka. Jest moda na trap? Dajmy trap. Cloud? Proszę bardzo.
Sztuką jednak jest to, co x lat wstecz nawinął Waldemar Kasta
"Należy zmieniać się, by jakim jest się pozostać".
Zmiana ta nie musi jednak odnosić się do muzycznego stylu (co
często zresztą jest zwykłym skokiem na kasę, patrz chociażby
Miuosh/Onar), w jakim nagrana ma być nowa płyta, powinna jednak być szczere i pochodzić z wnętrza, a nie z chęci zarobienia na łatwowiernych słuchaczach. Po przesłuchaniu albumu KęKę "Nowe rzeczy" można łatwo dojść do wniosku, że zmiana KęKę nie jest dyktowana łatwym zarobkiem.
Debiutanckie
"Takie rzeczy" nagrane zostały praktycznie w całości pod
wpływem alkoholu (jedyny nagrany na trzeźwo kawałek to
"Krucjata", btw. jeden z moich ulubionych jointów Kę).
Tym razem Kędzior postawił na trzeźwość w życiu i kabinie. I to słychać.
Słychać, że gdy kończy się wers to raper ma jeszcze tyle luzu w
płucach, że poleciałby linijkę dwa razy dłuższą. Nie ma
problemu z przyspieszeniami, choć o wiele częściej KęKę serwuje
nam spowolnienia np. w postaci sylabizowania poszczególnych słów
("Wiem, że w końcu za-ro-bię / jak nie teraz to kie-dyś"),
co świetnie klei się z jego flow. A to zachowało swój
charakterystyczny sznyt, który charakteryzuje prostego (nie mylić z
prostackim) chłopaka z podwórka. Wciąż pełno tu zwrotów typu:
"chodźta", "róbta", "sprawdźta",
które sprawiają, że słuchacz czuje bliższą więź z raperem. W
końcu ten nie sili się na pseudo-naukowy bełkot i nie serwuje słów na siłę
wyciągniętych z encyklopedii.
Mimo
tego (a może właśnie dzięki temu?) KęKę jest w stanie na płycie
nawinąć numery poświęcone Ojczyźnie, mega mocne "Młody
Polak" i kandydatka do kawałka roku "Świadomość",
nie popadając przy tym w udawany, sztuczny patos. "Chodźta ze
mną, dziewczyny rzućta wszystko / na te kilkaset sekund, wśród
wrażych mord i błysków / będę gotowy ziomuś i ty bądź gotowy
ziomuś / zamknę oczy chcę ci ufać, ochroń proszę swą
czujnością" – te wersy z "Młodego Polaka"
powodują powstawanie ciarek na plecach, a refren, w którym pojawia
się brzmienie przywodzące na myśl marszowego werbla nadaje temu
kawałkowi dodatkowego, patriotycznego charakteru.
"Świadomość" z kolei
staje niejako w kontrze chociażby do "Iskry" ("Nie
wywołuję paniki, piszę te wersy w spokoju / Świadomie, na
chłodno, w głosie słychać wkurwienie"). W pewnej części
jest to swego rodzaju analiza tego, jak geograficzne położenie
Polski odbiło się na jej historii ("Historia uczy na faktach
czystych bez polityki / Fakty takie, że od dawna chcą nas ciągle
zawłaszczać "). KęKę nie namawia tu do rewolucji, ale
doskonale zdaje sobie sprawę, że taka kiedyś może być konieczna
("Rosną dupy z lenistwa, ruchy od ciepła zwalniają / Idźmy
dalej w dobrobyt myśląc, że to na zawsze / Lecz zwierzęta są
głodne, wtedy za bardzo nie patrzą / Pierwszym kęsem nam wezmą,
to nie będzie już nasze"). Numer ma inny cel, który idealnie
podsumowują zamykające go linijki: "Ojciec nie uczył
konkretów, dał ogólne wskazówki / Mam podobnie, bo dzisiaj nie
mam dla syna rozwiązań / Tylko cichą nadzieję, będzie patrzył i
ujrzy / I zachowa tę ciągłość prosto dla syna od ojca".
Dojrzałość panie!
Wspomniałem
już, że ważnym hasłem związanym z "Nowymi rzeczami"
jest trzeźwość. Wielu może to dziwić, biorąc pod uwagę wiele
wcześniejszych utworów KęKę (na ten przykład "Horyzont")
i to jak się prowadził. "W dół kieliszki (WuDeKa)" dla
wielu słuchaczy będzie więc szokiem. No bo jak to? KęKę nagrywa
numer o negatywnych skutkach chlania? Że niby KiKi nawinął "Ciągle
jestem taki sam, ziom / Teraz mówi Piotrek, a nie litry wódy za
mną"? Ano tak! I ten właśnie numer idealnie podsumowuje
zmiany jakie zaszły w KęKę od momentu wejścia na legal.
Oczywiście
tematy Polski i alkoholu nie wyczerpują płyty. Znajdziemy na
"Nowych rzeczach" świetne numery osobiste, jak chociażby
otwierające matriał "Zmysły", w którym to raper stara
się przewidzieć to, co przydarzy mu się w roku 2015 – trzeba
przyznać zabieg bardzo ciekawy. Zamykające z kolei płytę "Było
blisko" nasuwa jednoznaczne skojarzenia z "Sentymentalem",
który wielu słuchaczy uznaje za jeden z najlepszych kawałków
Kędziora. Numer jest słodko-gorzki, ale jaki ma być skoro opowiada
o drodze Piotrka do miejsca, w którym się teraz znajduje, a która
nie była kolorowa? ("Czy zapiłbym esperal po kurwa czterech
miechach?! / Pisałem trzeźwą płytę, prawie kończę i znów jest
nie tak / I znowu jestem w punkcie gdzie się zaczyna wszystko / Jak
pogubiony dzieciak, tylko mnie ratuje hip-hop").
Są
też typowe koncertowe hity w postaci "Fajnie" (już słyszę
ten refren jechany przez kilkaset osób!) na mocno wakacyjnym bicie
MilionBeats, z fajnie wplecionym samplem wokalnym.; czy singlowego
"Wyjebane (tak mocno)" przewiniętego tak laidbackowo, że
od samego słuchania może się człowiekowi załączyć opcja
"Wyjebane tak mocno, że mnie nie możesz nie kochać".
A
skoro już o miłości mowa, to "Nowe rzeczy" zawierają
też lovesong w konwencji trącającej o...reggae! I to zarówno
jeśli chodzi o bit (Matheo + gitara Michał Gładys), jak i zaśpiewy
gospodarza. Tego zdecydowanie nie można się było spodziewać. O
ile sam numer jest kolejnym mocnym punktem płyty, o tyle samo
wykonanie mogłoby być lepsze.
Muzycznie
jest co najmniej tak samo dobrze, jak przy debiucie. Najmocniejszym,
pod tym względem, punktem albumu jest otwierający materiał kawałek
"Zmysły". To, jaki klimat zbudował tu SherlOck...chapeau
bas. Stopa jest tam, gdzie powinna, a pianino idealnie uzupełnia
głębię tego bitu. Świetne produkcje zaserwował też Uraz,
gdzieniegdzie ocierające się o syntetyk, w innych miejscach z kolei
kierując się ku brudnemu Połdniu (jak bit od Johnny Beats).
Świetnie wpasował się też dbający o każdy szczegół swojej
pracy Pawbeats w "Było blisko". Wisienką na torcie jest,
pozostający gdzieś w tle nawijki, podkład DonDe do "Świadomości"
ze świetnymi skreczami radomskiego mistrza i vicemistrza świata DJ
Vazee. Jedynym tak naprawdę bitem nienadającym się na album na
takim poziomie jest ten do "Niezrzeszonych", który trąca
dla mnie retro filmami detektywistycznymi. Zdaję sobie jednak
sprawę, że to kwestia gustu, więc przytoczę tu opinię KęKę o
tym bicie: "Lanek to Król Złoty. Ten bit jest takim kosiorem
że głowa mała".
"Nie
bój się zmiany na lepsze" nawinął na klasycznej płycie "We
własnej osobie" aktualny szef KęKę, Sokół. Radomski raper
jest teraz świetnym przykładem prawdziwości tego wersu.
Jednocześnie potwierdzając przytoczoną w drugim akapicie linijkę
Kasty. Śmiało można stwierdzić, że album "Nowe rzeczy"
nagrał KęKę w wersji 2.0, pozbawiony kilku istotnych (muzycznie
czy życiowo) wad. Album jest dojrzalszy, pełniejszy, bliższy
ideału i przede wszystkim bardziej przystępny dla słuchacza, który
do tej pory raczej za Kękim nie przepadał. Świetna płyta, z
miejsca stająca się jednym z kandydatów do miana płyty roku 2015.
5+/6
2 komentarze:
Za długie, nie czytam
Pewnie, po co czytać coś dłuższego niż napis na etykiecie browaru, ewentualnie ulotce propagandowej. Nie czytaj, bo jeszcze możesz się czegoś nauczyć, broń Boże.
Prześlij komentarz