wtorek, 24 marca 2015

Recenzja: KęKę "Nowe rzeczy" - rzadki przypadek, że pomaga hip-hop

Jeśli pierwsza płyta danego artysty okazała się sukcesem sprzedażowym i zbierała pochlebne recenzje zarówno słuchaczy jak i krytyków, to drugi album jest dla niego prawdziwym testem. Czy wykonawca nie zaspokoi się chwilowym sukcesem? Czy nie nasyci się klepaniem po ramionach i propsami zbieranymi w trakcie koncertów? Czy wreszcie będzie chciał dać słuchaczom materiał na jak najwyższym poziomie, czy może raczej spocznie na laurach i na fali sukcesu debiutanckiego albumu nagra kolejny na szybko stawiając na liryczne i muzyczne bylejactwo?

Wielu raperów idzie na łatwiznę, chociażby nagrywając płyty w stylu, który akurat jest modny. Jest dobry czas na pianinka? To damy pianinka. Jest moda na trap? Dajmy trap. Cloud? Proszę bardzo. Sztuką jednak jest to, co x lat wstecz nawinął Waldemar Kasta "Należy zmieniać się, by jakim jest się pozostać". Zmiana ta nie musi jednak odnosić się do muzycznego stylu (co często zresztą jest zwykłym skokiem na kasę, patrz chociażby Miuosh/Onar), w jakim nagrana ma być nowa płyta, powinna jednak być szczere i pochodzić z wnętrza, a nie z chęci zarobienia na łatwowiernych słuchaczach. Po przesłuchaniu albumu KęKę "Nowe rzeczy" można łatwo dojść do wniosku, że zmiana KęKę nie jest dyktowana łatwym zarobkiem.

Debiutanckie "Takie rzeczy" nagrane zostały praktycznie w całości pod wpływem alkoholu (jedyny nagrany na trzeźwo kawałek to "Krucjata", btw. jeden z moich ulubionych jointów Kę). Tym razem Kędzior postawił na trzeźwość w życiu i kabinie. I to słychać. Słychać, że gdy kończy się wers to raper ma jeszcze tyle luzu w płucach, że poleciałby linijkę dwa razy dłuższą. Nie ma problemu z przyspieszeniami, choć o wiele częściej KęKę serwuje nam spowolnienia np. w postaci sylabizowania poszczególnych słów ("Wiem, że w końcu za-ro-bię / jak nie teraz to kie-dyś"), co świetnie klei się z jego flow. A to zachowało swój charakterystyczny sznyt, który charakteryzuje prostego (nie mylić z prostackim) chłopaka z podwórka. Wciąż pełno tu zwrotów typu: "chodźta", "róbta", "sprawdźta", które sprawiają, że słuchacz czuje bliższą więź z raperem. W końcu ten nie sili się na pseudo-naukowy bełkot i nie serwuje słów na siłę wyciągniętych z encyklopedii.

Mimo tego (a może właśnie dzięki temu?) KęKę jest w stanie na płycie nawinąć numery poświęcone Ojczyźnie, mega mocne "Młody Polak" i kandydatka do kawałka roku "Świadomość", nie popadając przy tym w udawany, sztuczny patos. "Chodźta ze mną, dziewczyny rzućta wszystko / na te kilkaset sekund, wśród wrażych mord i błysków / będę gotowy ziomuś i ty bądź gotowy ziomuś / zamknę oczy chcę ci ufać, ochroń proszę swą czujnością" – te wersy z "Młodego Polaka" powodują powstawanie ciarek na plecach, a refren, w którym pojawia się brzmienie przywodzące na myśl marszowego werbla nadaje temu kawałkowi dodatkowego, patriotycznego charakteru.
"Świadomość" z kolei staje niejako w kontrze chociażby do "Iskry" ("Nie wywołuję paniki, piszę te wersy w spokoju / Świadomie, na chłodno, w głosie słychać wkurwienie"). W pewnej części jest to swego rodzaju analiza tego, jak geograficzne położenie Polski odbiło się na jej historii ("Historia uczy na faktach czystych bez polityki / Fakty takie, że od dawna chcą nas ciągle zawłaszczać "). KęKę nie namawia tu do rewolucji, ale doskonale zdaje sobie sprawę, że taka kiedyś może być konieczna ("Rosną dupy z lenistwa, ruchy od ciepła zwalniają / Idźmy dalej w dobrobyt myśląc, że to na zawsze / Lecz zwierzęta są głodne, wtedy za bardzo nie patrzą / Pierwszym kęsem nam wezmą, to nie będzie już nasze"). Numer ma inny cel, który idealnie podsumowują zamykające go linijki: "Ojciec nie uczył konkretów, dał ogólne wskazówki / Mam podobnie, bo dzisiaj nie mam dla syna rozwiązań / Tylko cichą nadzieję, będzie patrzył i ujrzy / I zachowa tę ciągłość prosto dla syna od ojca". Dojrzałość panie!

Wspomniałem już, że ważnym hasłem związanym z "Nowymi rzeczami" jest trzeźwość. Wielu może to dziwić, biorąc pod uwagę wiele wcześniejszych utworów KęKę (na ten przykład "Horyzont") i to jak się prowadził. "W dół kieliszki (WuDeKa)" dla wielu słuchaczy będzie więc szokiem. No bo jak to? KęKę nagrywa numer o negatywnych skutkach chlania? Że niby KiKi nawinął "Ciągle jestem taki sam, ziom / Teraz mówi Piotrek, a nie litry wódy za mną"? Ano tak! I ten właśnie numer idealnie podsumowuje zmiany jakie zaszły w KęKę od momentu wejścia na legal.

Oczywiście tematy Polski i alkoholu nie wyczerpują płyty. Znajdziemy na "Nowych rzeczach" świetne numery osobiste, jak chociażby otwierające matriał "Zmysły", w którym to raper stara się przewidzieć to, co przydarzy mu się w roku 2015 – trzeba przyznać zabieg bardzo ciekawy. Zamykające z kolei płytę "Było blisko" nasuwa jednoznaczne skojarzenia z "Sentymentalem", który wielu słuchaczy uznaje za jeden z najlepszych kawałków Kędziora. Numer jest słodko-gorzki, ale jaki ma być skoro opowiada o drodze Piotrka do miejsca, w którym się teraz znajduje, a która nie była kolorowa? ("Czy zapiłbym esperal po kurwa czterech miechach?! / Pisałem trzeźwą płytę, prawie kończę i znów jest nie tak / I znowu jestem w punkcie gdzie się zaczyna wszystko / Jak pogubiony dzieciak, tylko mnie ratuje hip-hop").
Są też typowe koncertowe hity w postaci "Fajnie" (już słyszę ten refren jechany przez kilkaset osób!) na mocno wakacyjnym bicie MilionBeats, z fajnie wplecionym samplem wokalnym.; czy singlowego "Wyjebane (tak mocno)" przewiniętego tak laidbackowo, że od samego słuchania może się człowiekowi załączyć opcja "Wyjebane tak mocno, że mnie nie możesz nie kochać".
A skoro już o miłości mowa, to "Nowe rzeczy" zawierają też lovesong w konwencji trącającej o...reggae! I to zarówno jeśli chodzi o bit (Matheo + gitara Michał Gładys), jak i zaśpiewy gospodarza. Tego zdecydowanie nie można się było spodziewać. O ile sam numer jest kolejnym mocnym punktem płyty, o tyle samo wykonanie mogłoby być lepsze.

Muzycznie jest co najmniej tak samo dobrze, jak przy debiucie. Najmocniejszym, pod tym względem, punktem albumu jest otwierający materiał kawałek "Zmysły". To, jaki klimat zbudował tu SherlOck...chapeau bas. Stopa jest tam, gdzie powinna, a pianino idealnie uzupełnia głębię tego bitu. Świetne produkcje zaserwował też Uraz, gdzieniegdzie ocierające się o syntetyk, w innych miejscach z kolei kierując się ku brudnemu Połdniu (jak bit od Johnny Beats). Świetnie wpasował się też dbający o każdy szczegół swojej pracy Pawbeats w "Było blisko". Wisienką na torcie jest, pozostający gdzieś w tle nawijki, podkład DonDe do "Świadomości" ze świetnymi skreczami radomskiego mistrza i vicemistrza świata DJ Vazee. Jedynym tak naprawdę bitem nienadającym się na album na takim poziomie jest ten do "Niezrzeszonych", który trąca dla mnie retro filmami detektywistycznymi. Zdaję sobie jednak sprawę, że to kwestia gustu, więc przytoczę tu opinię KęKę o tym bicie: "Lanek to Król Złoty. Ten bit jest takim kosiorem że głowa mała".

"Nie bój się zmiany na lepsze" nawinął na klasycznej płycie "We własnej osobie" aktualny szef KęKę, Sokół. Radomski raper jest teraz świetnym przykładem prawdziwości tego wersu. Jednocześnie potwierdzając przytoczoną w drugim akapicie linijkę Kasty. Śmiało można stwierdzić, że album "Nowe rzeczy" nagrał KęKę w wersji 2.0, pozbawiony kilku istotnych (muzycznie czy życiowo) wad. Album jest dojrzalszy, pełniejszy, bliższy ideału i przede wszystkim bardziej przystępny dla słuchacza, który do tej pory raczej za Kękim nie przepadał. Świetna płyta, z miejsca stająca się jednym z kandydatów do miana płyty roku 2015.

5+/6

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Za długie, nie czytam

Anonimowy pisze...

Pewnie, po co czytać coś dłuższego niż napis na etykiecie browaru, ewentualnie ulotce propagandowej. Nie czytaj, bo jeszcze możesz się czegoś nauczyć, broń Boże.