To,
co lubię w Sterze to fakt, że ma on świadomość tego,
że raperem jest co najwyżej średnim, a mimo to wciąż nagrywa
kolejne numery i albumy. A w tych nagraniach słychać jakąś
szczerość i zajawkę. Właśnie dlatego mam nadzieję, że „Być
sobą” na bitach BLa, to nie ostatni projekt Stera jaki dane będzie
mi usłyszeć. Zwłaszcza, że brzmi on naprawdę przyjemnie, mimo
nie zawsze łatwych wersów. Ale po kolei.
„Być
sobą” - sam tytuł sugeruje, że to album, na którym autor będzie
dużo mówił o sobie. I faktycznie tak jest, Ster wybrał się na
wycieczkę w głąb siebie i postanowił opisać swój charakter (nie
skupiając się przy tym jedynie na zaletach) i zachowania w różnych
sytuacjach. Nie boi się nazwać samego siebie wrednym egoistą,
który nie przejdzie obojętnie obok pięknej kobiety. W ogóle
wrzucenie numeru „Bywam wredny” na początek playlisty było
bardzo dobrym zabiegiem, bo dzięki temu słuchacz szybko dowiaduje
się rapu jakiej osoby słucha.
Najcięższym
tekstowo numerem jest „Wiara”. Ster
nie pozostawia tu śladu wątpliwości, co do tego jaki jest jego
stosunek do religii. Oczywiście nie poprzestaje na powiedzeniu
„religia nie jest spoko”, tylko podaje swoje argumenty, a z
niektórymi z nich naprawdę ciężko się nie zgodzić: „Symbole
nie leżą mi coś zbytnio / szczególnie gdy robią z tego jatkę
krwistą / mamy więcej wojen w imię religii / która często
bardziej niż człowiek krzywdzi”. Mnie ten numer bardzo kojarzy
się z „Być może” z zeszłorocznej płyty „Bajki robotów”
koszalińskiego rapera, Mroku.
Warto
też zwrócić uwagę na jedyny numer, w którym pojawiają się
goście. Seba i Emikae nawinęli w „Herkulesie”, nawiązując do
słynnych Dwanaście Prac Herkulesa. Oklepany temat zmagania się z
problemami, jakie rzuca nam pod nogi życie, został ugryziony z
troszkę innej strony. Może nie jest to coś super świeżego, ale
samo porównanie jest naprawdę dobre.
Ster
nie uniknął choroby, która toczy
rodzimych raperów – drobnych błędów językowych, z których
najbardziej razi mnie ten w języku angielskim: „Omijam tę grę,
wolę te na PS3 / tam słyszę częściej, że I'm win”. Na
szczęście ilość tych błędów nie jest zatrważająca i nie
przekracza dopuszczalnej ilości. Momentami przeszkadza drobna wada
wymowy Stera, jest to jednak coś, co trudno zmienić, więc ciężko
Jacka o to winić.
Innym
minusem „Być sobą” jest długość. A raczej krótkość. Co
prawda na album składa się 12 tracków, ale 4 z nich to remixy, a
dwa to intro i outro. Dostajemy więc tak naprawdę jedynie 6
oryginalnych numerów, a to trochę mało. Szkoda,
bo dzięki bitom
BLa album brzmi naprawdę przyjemnie. Ogólnie wydaje mi się, że
Ster najlepiej odnajduje się na takich właśnie,
spokojnie snujących się podkładach. Tempo 90bpm pozwoliło mu
pokazać chyba wszystko, co na tamtą chwilę miał do zaoferowania.
„Byś
sobą” początkowo uznałem za najlepszą płytę w dyskografii
Stera. Teraz, po kilku miesiącach,
już pewny nie
jestem. Gdyby było nie 6 numerów + 4 remixy, a 10 + 4, to nie
miałbym wątpliwości. Oczywiście o ile wszystkie numery stałyby
na poziomie tych, które na „Być sobą” się znalazły. I jeśli
produkcją zająłby się w całości BL.
4-/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz