wtorek, 16 października 2012

Przedpremierowa recenzja: 31 "Dirty Flower In The Attic"

Debiuty w radomskim rapie stoją ostatnio na niskim poziomie. Ot nastolatek nagle czuje, że chce robić rap, pisze kilka tekstów, podpierdala kilka bitów, nakłada słowa na muzykę i...myśli, że jest Eminemem. Uszy od tego bolą i trzeba naprawdę dużo samozaparcia, aby taką "produkcję" przesłuchać od deski do deski. Oczywiście są wyjątki (Bolek i jego "BOLEKko nigdy nie było"), ale bardzo rzadkie. Parę tygodni temu dostałem debiutancki materiał 31 i, mimo dobrego numeru z Roverem, który ukazał się kilka miesięcy temu, podchodziłem do niego sceptycznie. Czy słusznie? O tym przekonacie się, czytając przedpremierową recenzję "Dirty Flower In The Attic".


Pierwszym, co rzuciło mi się w uszy po włączeniu tego materiału, to charakterystyczne trzaski winylowej płyty, co dla mnie jest wielkim plusem, jako, że jestem fanem samplowanych bitów. A sample z winyli mają tę przewagę nad samplami z mp3, że dają unikanlny podźwięk. Owszem, zdarzają się na "DFITA" sample bardzo znane, jak np. ten w "Milinoi", który użyty był też w "Nie ma skróconych dróg" Grammatik (pochodzi z utworu "Dining alone" Carli Bley), ale mimo tego, nadają one albumowi świetny klimat. Klimat, który najlepiej sprawdza się podczas wieczornego spaceru na świeżym powietrzu. Świetnie sprawdzają się również dialogi wycięte z "Długu" Krzysztofa Krauze, zwłaszcza w połączeniu z muzyką w zamykającym album utworze "Sounds2".
Muzyka, którą na ten album wyprodukował 31 naprawdę przykuwa do głośnika, a do słuchawek nawet bardziej. Zasługuje na dobre słowo, tym bardziej, że powstała w tydzień, co pokazuje dobre ucho 31 do klejenia dźwięków, które później tworzą spójną i klimatyczną całość.

"Dirty Flowers In The Attic" to nie tylko muzyczne przywitanie 31 z publicznością. Oprócz zrobienia bitów, napisał i nawinął on też 90% tekstów na ten materiał. Pozostałe 10%, to gościnna zwrotka Skinnera w utworze "Stalavia", który należy do najlepszych (obok "Hanycka") numerów na płycie. Przy okazji tego kawałka 31 pokazał, że jeden sampel może być użyty przez tego samego producenta na różne sposoby (wcześniej Filip wykorzystał go w bicie z kawałka "Niewiele" Todesa i Ernixa). Tekstowo 31 wpisuje się w, bardzo popularny w ostatnim czasie, smutny rap. Nie brzmi jednak przy tym jak kopia HuczuHucza czy Bonsona, ale jak młody chłopak, który chce przekazać swoje dotychczasowe przeżycia. Ja to kupuję, mimo drobnej wady wymowy 31-rapera. Zresztą, umówmy się, Rover nie propsowałby kogoś słabego, a takie propsy dla radomianina pojawiają się na końcu "Milinoi". No i Rover dograł też zwrotkę do wspomnianego we wstępie numeru "Pragnienia, emocje, światła" z albumu 31 "Wszyscy jesteśmy mordercami", który niestety się nie ukaże.

Album 31 "Dirty Flower In The Attic", to świetna przeciwwaga dla kiepskich radomskich debiutów tego roku. Zaryzykuję stwierdzenie, że byłby to debiut lepszy od zeszłorocznego debiutu Bolka (którego jestem wiernym słuchaczem), gdyby tylko był równo zmasterowany przez autora. Niestety nie jest, przez co niektóre numery są głośniej, inne ciszej, a w "Amanalea" bit trochę zagłusza rap. Mimo wszystko, jest to wart odnotowania start na lokalnej scenie. Naprawdę wielka szkoda, że "Wszyscy jesteśmy mordercami" spaliło się razem z dyskiem, na którym było.

4--/6

1 komentarz:

Gentleman pisze...

W takim razie zostaje czekać na premierę.